sobota, 12 września 2015

Part Three

Weekendy przepełnione Formułą Jeden spędzałam zwykle przed telewizorem, zawinięta w poduszki leżące na staromodnej kanapie, z kubkiem parującej herbaty, ukryta przed całym światem. Doskonale wiedziałam, że tata nie był wtedy zadowolony, dlatego nawet nie śmiałam wspomnieć o tym pięknym sporcie w jego towarzystwie. Czasami jedynie spytał o wynik Nico. Wtedy odpowiadałam zdawkowo, liczbą lub zwykłym 'nie najgorzej'. Byłam więźniem we własnym domu. Bez odzywania się na interesujące mnie tematy, potrzebnego wsparcia ze strony ojca czy też spotykania się z przyjaciółmi, których po prostu nigdy nie miałam.
Jakże miłą odmianą było znalezienie się w boksie Mercedesów, u boku specjalistów. Ludzi, którzy nie wydrą się na mnie, gdy spytam ich o zdanie na temat osiągów Ferrari w drugim treningu.
Usiadłam na krześle przy monitorze, by dobrze widzieć wydarzenia rozgrywające się na torze. Uśmiechnęłam się do Nico, w duchu życząc mu powodzenia, co pokazałam poprzez podniesienie dłoni z zaciśniętymi kciukami. Trzecia część kwalifikacji właśnie się rozpoczęła. Kierowcy zaczęli wyjeżdżać z garażów, Rosberg od nich nie odstawał. Wreszcie czekało mnie kilka minut prawdziwych emocji we wspaniałej atmosferze.
- Ana! - Przeniosłam wzrok na Toto, pokazującego gestem, bym do niego podeszła. Od razu spełniłam to polecenie. - Nie chcesz mi może pomóc?
Zmarszczyłam brwi w geście zdziwienia. Kompletnie nie wiedziałam, o co może mu chodzić.
- Ale... Jak?
Zaśmiał się, podając mi parę słuchawek z mikrofonem, które chwilę później zawisły na mojej szyi.
- Myślę, że Nico byłby zachwycony słysząc w radiu głos zaufanej osoby.
Przełknęłam głośno ślinę, siadając na stołku, obok niego.
- Jesteś pewien?
- Gdybym nie był, to nie proponowałbym Ci takiego zadania.
Przytaknęłam, zakładając słuchawki na uszy. Ręce trzęsły mi się z nadmiaru emocji, choć wiedziałam doskonale, że żadnych poważnych decyzji podejmować nie będę musiała.
- Wiele mi o Tobie opowiadał i chcę zobaczyć, czy naprawdę jesteś tak napakowana informacjami na temat bolidów, jak uważa.
Prychnęłam lekceważąco. Zielona w tej dziedzinie co prawda nie byłam, ale żaden ze mnie spec czy inżynier.
- To co mam robić? - spytałam, delikatnie rozkładając ręce.
- Na tym ekranie masz wykresy dotyczące niezawodności, tutaj telemetrię. - Wszystko wskazywał palcem, upewniając się, że załapałam. - Te słupki pokazują wzrost temperatury opon w danych sekcjach toru. Więcej chyba wiedzieć nie musisz.
Uśmiechnęłam się szczerze.
- I mam po prostu obserwować wyniki Nico?
- Nie. - Poklepał mnie po plecach. - Te są Nico, te Lewisa. A ty wyrażasz swoje zdanie na temat podejmowanych przez nas decyzji.
Moje oczy przybrały wielkość pięciozłotówek. Czy oby na pewno się nie przesłyszałam? Sam Toto Wolff prosił mnie o opinię w sprawach związanych z Formułą! W rzeczach, na których on zna się tysiąc razy bardziej i potrafi zdziałać milion razy więcej. Wypuściłam powietrze ze świstem. Byłam strasznie poddenerwowana. Nigdy, nawet w najśmielszych marzeniach nie potrafiłabym rzec, że coś takiego przytrafi się akurat mnie. Że ludzie z padoku są tak mili i umieją nieść radość zwykłym kibicom.
- Okej Nico, musisz dobrze dogrzać opony. Dwa okrążenia i zjeżdżasz - powiedział szef stajni z niezwykle poważną miną.
- Lewis jest na torze? - Podskoczyłam, słysząc go zaskakująco wyraźnie, czym wywołałam falę śmiechu u Austriaka. Skwitowałam to piorunującym wzrokiem. - Toto?
- Tak, wyjechał zaraz po tobie - odparłam, starając się nie reagować na przepraszające gesty mężczyzny siedzącego obok.
- Anabelle?! Co ty tutaj...? Gdzie jest Tony? - Niemiec nie krył zdziwienia.
Skrzywiłam się. Czyli on o niczym nie wiedział? Serce w mojej piersi zabiło szybciej, a w gardle powstała bliżej niezidentyfikowana, zdecydowanie nieprzyjemna gula. Przełknęłam głośno ślinę. Stres wrócił niczym bumerang, paraliżując myśli. Nagle wyzbyłam się umiejętności wykonywania nawet najprostszych czynności. Jakby automatycznie wstrzymałam oddech. Musiałam się uspokoić, wyluzować. Oni nie pozwolą, by przeze mnie zawodnik Formuły Jeden zaprzepaścił szanse na Pole Position. Musiałam w to uwierzyć i po prostu działać.
- Spokojnie, stoi za nami - wyjaśnił Wolff. - Daliśmy jej szansę.
Miałam szczerą nadzieję, że Nico się uśmiechnął. Ja z kolei odwróciłam głowę i kolejny raz podskoczyłam ze strachem w oczach. Ale mniej spektakularnie, nie przyprawiając nikogo o łzy cieknące po policzkach z rozbawienia. Stał tam lekko podsiwiały, znany mi ze zdjęć mężczyzna, beztrosko opierający się o moje krzesło. Śledził telemetrię. Zaraz jednak szczerze uniósł kąciki ust ku górze, przekazując mi głucho 'dasz sobie radę'. Uwierzyłam w to.
 Zacisnęłam pięści, ponownie zwracając swoją uwagę na ekran przedstawiający transmisję z kwalifikacji. Przyglądałam się mknącym po Red Bull Ringu bolidom, piekielnie szybkim i niebezpiecznym, dającym kierowcom poczucie niepohamowanego szczęścia. Doskonale znałam efekty uboczne kochania tego sportu. Depresja, wieczny strach, paskudna kontuzja, paraliż lub w najgorszym wypadku nawet śmierć. Wiedziałam, jak pesymistycznie niektórzy ludzie do niego podchodzili. Taką osobą był chociażby mój ojciec. Ale jednocześnie zupełnie ich nie rozumiałam. Zważywszy na to, że nieszczęśliwy człowiek męczy się każdego dnia, w każdej minucie swojego życia, patrząc na osoby spełniające jego marzenia, wolałabym chyba umrzeć przedwcześnie robiąc to, co kocham całym sercem. Dokładnie taka była moja filozofia.
Zmarszczyłam brwi, gdy niemiecki kierowca Scuderii wskoczył na pierwsze miejsce. Zaraz za nim był Massa, później Rosberg z Raikkonenem. Hamilton załapał  się na dziewiąte pole, choć wszyscy spodziewali się poprawienia tego czasu przez obrońcę tytułu.
Toto klepnął mnie w ramię i wskazał czas Vettela. Od razu zrozumiałam, co sugerował.
Wzięłam głębszy oddech. Cholera! Znów zaczęłam się denerwować!
- Nico - wydusiłam, wycierając spocone dłonie o materiał jeansów. - Tracisz do pierwszej pozycji 0,4 sekundy. Dasz radę zrobić jeszcze jedno, pełne okrążenie?
Z góry przewidziałam, o co zapyta. Zbyt dobrze go znałam.
- Kto jest liderem?
Zacisnęłam powieki.
- Sebastian.
- Spróbuję poprawić.
Pokiwałam głową, a Toto położył dłoń na moich plecach w celu dodania otuchy. Uśmiechnął się delikatnie. Żałowałam, że nie umiałam odwzajemnić jego gestu w sposób stuprocentowo naturalny.
Nie chciałam pogrążać Vettela. To jasne. Naprawdę polubiłam jego charyzmę i przemiły sposób bycia. Pragnęłam jednak również całym sercem pomóc Nico, a pierwsze wykluczało drugie. Dlatego uniosłam kąciki ust ku górze dopiero gdy Rosberg zepchnął z pierwszej pozycji już nie zawodnika Ferrari, a australijskiego kierowcę Red Bulla.
- Brawo! - zawołał siedzący obok brunet. - Teraz zjedź do boksów, na torze zrobiło się zbyt tłoczno.
Nerwowo zerknęłam na drugą stronę garażu, gdzie Lewis przyglądał się telemetrii ze swojego bolidu. Zaczęłam poważnie zastanawiać się nad tym, czy wydarcie mu Pole Position jest w ogóle realne. Starałam się przewertować wszystkie za i przeciw. Tylko raz w obecnym sezonie to miejsce przypadło innemu kierowcy - był nim Nico. Ale szczerze powątpiewałam, czy dzisiaj ów scenariusz z Barcelony miał się powtórzyć.
Srebrna strzała z szóstką zaparkowała w boksie. Starałam się nie zwracać na niego uwagi, lecz, jak się okazało, blondyn miał inne plany. Szybko odwrócił się, po czym uniósł do góry kciuk. Skwitowałam to uśmiechem. Dziękował, jednocześnie życząc mi powodzenia na ostatnie minuty kwalifikacji.
Jego postój trwał zadziwiająco krótko. Po chwili ponownie został wypuszczony na tor, niemal równo z Hamiltonem. Mieli walczyć między sobą, choć niebezpiecznie blisko uplasowała się Scuderia. Okrążenie wyjazdowe przeżyłam niczym w transie, nieprzyjemnym oszołomieniu. Słuchałam tylko jak Wolff wymienia z nim krótkie uwagi i chciałam zapaść się pod ziemię. To mnie przerastało. Nie umiałam, nie mogłam i nie chciałam! Pewnie niektórym wydam się śmieszna, ale siedzenie przy radiu stresowało mnie bardziej od ciągłego narzekania ojca. Zapragnęłam uciec stąd jak najszybciej, dlatego ściągnęłam słuchawki, zeskoczyłam ze stołka i w geście bezradności podałam je Tony'emu.
- Ale... - zaczął.
- To nie dla mnie - wyjaśniłam, zdawkowo machając ręką. - Wolę oglądać z zewnątrz.
- Jesteś pewna?
Pokiwałam głową.
- W stu procentach.
Ross zajął moje wcześniejsze miejsce. Stwierdziłam, że plątanie się między nimi nie ma większego sensu i wróciłam na krzesła pod ścianą. Delikatnie zmieszana usiadłam na jednym z nich, po czym spuściłam głowę pozwalając, by długie, ciemne włosy zakryły zarumienioną twarz. Słuchałam angielskiego komentatora sportowego, co jakiś czas zerkając na ekran. Prześledziłam okrążenie z kamery zamieszczonej na bolidzie Raikkonena, przyglądając się jego palcom, lekko ściskającym kierownicę. Starałam się zakodować, w których momentach zmieniał biegi. A robił to z zadziwiającą łatwością.
- Mogę się dosiąść?
Zdziwiona podniosłam wzrok. Stała nade mną ciemna blondynka o nieskazitelnie czystym spojrzeniu. Te trzy, pozornie proste słowa wypowiedziała z dziwacznym, twardym akcentem, niczym Fernando Alonso podczas konferencji.
- Jasne. - Uśmiechnęłam się pokrzepiająco. - Anabelle.
- Ależ wiem - wypaliła, zajmując miejsce po mojej lewej. - Mieszkam w Monaco od kilku lat, mój brat gra w tamtejszym klubie piłkarskim. Głupio byłoby nie znać imienia księżniczki. - Mimowolnie skrzywiłam się, słysząc te słowa. - Maite.
Uścisnęłam jej wyciągniętą dłoń.
- Przepraszam, nie interesuję się zbytnio piłką nożną - mruknęłam.
Ona tylko szczerze się zaśmiała.
- Sam fakt, że ogarniasz tajniki Formuły Jeden jest zadziwiający. Nico naprawdę dużo o tobie mówi.
- Papla z niego, nie da się ukryć. Zawsze taki był. - Kątem oka zauważyłam, jak półtorej minuty przed pojawieniem się flagi w szachownicę Hamilton wyszedł na prowadzenie z przewagą 0,2 sekundy. - Nie jesteś monakijką, prawda?
- Portugalką.
- Słychać.
Obie uniosłyśmy kąciki ust. W jej policzkach zamajaczyły urocze dołeczki, dodające subtelności ogólnemu wizerunkowi.
- Lewis nauczył mnie angielskiego, wszystkie zażalenia proszę kierować do niego.
Pokiwałam głową z uznaniem. Czyli mówiła jeszcze po Hiszpańsku, bowiem tylko tymi dwoma językami Brytyjczyk potrafił się posługiwać.
- Jesteście razem? - Zaraz speszyłam się swoją śmiałością. - Przepraszam.
Maite tylko delikatnie się zaśmiała.
- Spokojnie, nic się nie stało. - Machnęła ręką. - Od kilku miesięcy. Zaczynaliśmy przyjaźnią, aż w pewnym momencie zabrnęliśmy za daleko. I postanowiliśmy spróbować. Jak widać, opłaciło się.
Przypomniałam sobie jedną, jedyną chwilę, w której pomyślałam, że między mną i Nico może powstać coś więcej. Moment załamania, gdy zobaczyłam jego zdjęcie z wyzywająco ubraną fanką. Obejmował ją w talii, na policzku składał pozornie nic nieznaczący pocałunek. Jej długie, zadbane włosy muskały biało-błękitny kombinezon, a rękawiczka z autografem, którą od niego dostała, wystała z kieszeni spranych, obcisłych szortów. Poczułam wtedy ukłucie zazdrości. Zapragnęłam być na miejscu tej, jak się później okazało, zaskakująco ładnej Niemki. Pokazać jej, że Nico jest mój i tylko mój. Ale z czasem zrozumiałam, że silniejsze uczucie między nami jest praktycznie nierealne. Zbyt wiele o sobie wiedzieliśmy, by móc poznawać się na nowo, jako para planująca wspólną przyszłość.
Chciałam odpowiedzieć, bo blondynka wyraźnie na to czekała, ale się zacięłam. Nie umiałam składnie dobrać słów. Złożyć jednego, banalnie prostego zdania, mającego jakiś, nawet najmniejszy sens.
Uratował mnie Toto. Po rozpromienionej minie z góry można było wywnioskować, że Mercedes kolejny raz w sezonie zdobył pierwszą linię na starcie do jutrzejszego wyścigu. Jednak walka z wychodzącym na wierzch uśmiechem i niebezpieczny błysk w oku zdradzały coś jeszcze. To nie Nico miał stanąć na Pole Position.
- Następnym razem - wyszeptałam, wstając.
Austirak pokiwał głową. Przestał ze sobą walczyć i pokazał białe, równe zęby. W kącikach jego oczu zamajaczyły delikatne zmarszczki, dodające każdemu mężczyźnie powagi pomieszanej z urokiem.
- Zadowolony nie będzie, ale myślę, że dasz radę uśmierzyć ten ból.
Wyzywająco uniosłam brew, zauważając wysiadającą z bolidu postać. Poruszał się niemrawo, strasznie ospale, jakby przez poprzedni tydzień jego organizm nie widział ani grama snu. Zdjął kask oraz rękawice, szarpnięciem wyciągnął z prawego ucha słuchawkę, po czym odłożył wszystko na wysoki blat. Wściekłość dosłownie z niego uchodziła, choć do limitu było jeszcze bardzo daleko.
- Skoro tak uważasz - odparłam, myślami będąc już przy przyjacielu.
Wyminęłam stojącą parę. Wiedziałam, że zaraz zjawi się tam Lewis, a nie chciałam jeszcze bardziej naginać już i tak będących u górnej granicy wytrzymałości nerwów blondyna. Dlatego po prostu pokonałam dzielący nas dystans najszybciej, jak umiałam i uwiesiłam się na jego szyi. On odwrócił się, lekko rozpromienił, położył dłonie na mojej talii i przyciągnął do torsu, delikatnie głaszcząc po włosach. W takich chwilach zapominałam, że prócz nas na świecie istnieją jeszcze inni ludzie.
- Gratuluję drugiego pola - wyszeptałam, chowając twarz w jego ramieniu.
- Nie chcę być wiecznie drugi.
Westchnęłam ciężko i trochę się odsunęłam, by móc spojrzeć prosto w jego mówiące zwykle wszystko, błękitne tęczówki.
- I nie będziesz. W tym roku zostaniesz wpisany do grona mistrzów świata, zobaczysz. - Uśmiechnęłam się szczerze. - Ja w to wierzę.
- A ja z każdym kolejnym wyścigiem coraz bardziej tę wiarę tracę.
Nienawidziłam, gdy był smutny. Od dziecka starałam się go pocieszać nawet w najmniej beznadziejnych momentach życia. Pragnęłam mu pokazać, że zawsze, bez względu na powagę sytuacji, może na mnie liczyć. Zaczynając od za krótko obciętych włosów, poprzez złamane serce, aż na paskudnej kontuzji odniesionej w trakcie którejś z Grand Prix kończąc. I teraz było podobnie.
- Słuchaj, Nico. W stawce jest wielu dobrych kierowców, ale do Ciebie żaden nawet się nie umywa. Musisz w to uwierzyć, jasne? Zacisnąć zęby, docisnąć gaz i pomyśleć 'dam radę'! Bo jak nie ty, to kto?! Rozumiesz? - Położyłam dłoń na jego zarośniętym policzku. Chciałam zmusić go tym do patrzenia prosto w moje oczy. Łudziłam się nadziejąz że w ten sposób każde wypowiedziane przeze mnie słowo zagnieździ się gdzieś w jego sercu i da efekty na torze. - Jutro będziesz zwycięzcą. Jedyne, co pozostanie innym, to oglądanie tyłu twojego bolidu. - Odetchnęłam z ulgą, gdy kąciki jego ust drgnęły, unosząc się nieznacznie. - A dzisiaj... Dzisiaj się wyrwiemy. We dwoje, jak kiedyś. Co ty na to?
Pokiwał głową, mocno mnie przytulając.
- Jesteś najlepsza - wyszeptał, gdy zarzuciłam ręce na jego szyję. Było mi tak cholernie dobrze. - Nie wiem, co ja bym bez Ciebie zrobił.
Te słowa tylko mnie pokrzepiły. Jeśli czegoś byłam wtedy pewna, to właśnie tego, że nikt, nigdy nie będzie w stanie nas rozdzielić. Tak jak to sobie w dzieciństwie obiecaliśmy.
 
~*~
Zdecydowanie za dużo Rosberga w tym rozdziale, nie sądzicie? ;-;
Niezmiernie cieszę się z takiej liczby komentarzy pod poprzednim postem. Dziękuję, naprawdę bardzo dziękuję!
Mam też nadzieję, że wybaczycie mi to tygodniowe spóźnienie, ale chyba nie umiem się jeszcze przestawić na szkołę i świadomość, że muszę nauczyć się tego i tego zabrania mi wchodzenia na bloggera, naliczając jednocześnie zaległości u was, które oczywiście w najbliższej przyszłości nadrobię.
Odsyłam was też tutaj [klik], w razie gdyby ktoś chciał się dowiedzieć, jak przez kilka następnych tygodni będzie wyglądało wstawianie rozdziałów na moje blogi.
Pozdrawiam, czekam na opinie i całuję! ;**