poniedziałek, 26 października 2015

Part Four

Ten wieczór miał być idealny. I tylko on zaprzątał moje myśli po opuszczeniu boksów Mercedesa.
Nie byłam do końca pewna, co Nico zdążył zaplanować, dlatego nie ubierałam żadnej wykwintnej sukienki i szpilek do kompletu. Nie walnęłam na twarz ostrego makijażu i nie zrobiłam z moich włosów niczego niezwykłego. O dziewiętnastej, gdy na niebie zaczynało być widać pierwsze zarysy księżyca, w jasnej koszulce i obcisłych jeansach, z delikatnie podkreślonymi rzęsami wsiadłam do samochodu, po czym zapięłam pas. Poczekałam, aż Niemiec zajmie miejsce obok i szczerze się uśmiechnęłam. Nic nie było w stanie zepsuć nam tej chwili.
Odgarnęłam z twarzy zaplątany kosmyk, przyglądając się ruszającemu autu. Jak na starego citroena z wypożyczalni silnik chodził zadziwiająco cicho, jedynie pomrukując przy zmianie biegów. Za oknem majaczyły drzewa rosnące przy pojedynczych domkach. Obraz ten nie zmieniał się do momentu wjechania na najbardziej uczęszczaną drogę w tych okolicach. Uśmiechnęłam się, czując, jak wiatr wpadający przez uchyloną szybę smaga moje policzki. W Austrii obecnie nie panowały żadne upały, ale było lato i temperatura bez najmniejszego problemu przekraczała dwadzieścia trzy stopnie.
Na parkingu znaleźliśmy się już po piętnastominutowej przejażdżce. Blondyn obszedł samochód w celu otworzenia mi drzwi, jednak z automatu go uprzedziłam. Takie grzeczności przypominały mi tylko o domu w Monaco i sposobie, z jakim obchodziła się ze mną służba. A nie chciałam tego pamiętać.
- Uparta jak zawsze - wyszeptał, nieznacznie kręcąc głowa.
- Kiedyś się przyzwyczaisz.
Zaśmiał się, okręcając mnie jedną ręką. Stałam teraz tyłem, patrząc na niego przez ramię.
- Musisz zamknąć oczy. - Dla upewnienia się, że to zrobiłam, przysłonił moje powieki swoimi dłońmi. - To ma być niespodzianka.
Kompletnie nie wiedziałam, co kombinował, jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało. Ufałam mu w stu procentach. Dlatego pozwoliłam prowadzić się przez całą długość parkingu, po schodach na ganek, aż wreszcie razem przekroczyliśmy próg. Ogarnął mnie przyjemny zapach wanilii pomieszany z kwiatową esencją. Gwar zagłuszała lecąca z głośników muzyka, a dzwoneczek przy wejściu pozwalał myśleć, że znalazłam się w miejscu niezwykle przyjaznym i staroświeckim.
- Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
Odzyskałam wzrok. Z zachłannością rozejrzałam się po sali, nie wierząc własnym oczom. Ściany pomalowane zostały na niezwykle jasny odcień szarości. Gdzieniegdzie przedzielała je tapeta przedstawiająca linię startową, flagę w szachownicę lub asfalt z napisem pit lane. Nad każdym stolikiem wisiał czarno-biały obraz przedstawiający legendy Formuły Jeden. Nikiego Laudę siedzącego w starym bolidzie Ferrari, Jamesa Hunta przeczesującego swoje długie blond włosy, Jacquesa Villeneuve unoszącego dłoń do kanadyjskich kibiców, Juana Fangio w zapomnianym już, ciemnym kasku z goglami, Ayrtona Sennę owiniętego narodową flagą i wreszcie Michaela Schumachera po zdobyciu swojego pierwszego tytułu.
Odjęło mi mowę. Dokładnie tak się czułam. Nie byłam w stanie złożyć żadnego, spójnego zdania, dlatego po prostu usiadłam na najbliższym krześle i kontynuowałam śledzenie wystroju tego magicznego miejsca.
- Niesamowite, prawda? Tata mnie tutaj zaprowadził, gdy przechodziłem do Formuły - westchnął z uśmiechem. - Wiele zabawnych historii wiąże się z tą kawiarnią, zarówno moich, jak i jego.
- Na przykład?
Czułam w oczach łzy wzruszenia. Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś tak pięknego.
- To tutaj poznał moją mamę. Zamiast napiwku zostawił jej bilet na niedzielny wyścig z prośbą, by się tam pojawiła. Gdyby nie ono, nigdy bym się nie urodził.
Zagryzłam dolną wargę, starając się nie rozpłakać. Wszystkie uczucia, sceny z podiów, czy poszczególne akcje wyścigów przelatywały przez moją głowę z zaskakującą wyraźnością. Oczami wyobraźni widziałam moment, w którym wręczałam Sebastianowi trofeum za zwycięstwo w Grand Prix Monaco z 2011 roku. Chwilę niezwykle dla mnie ważną, choć byłam zawiedziona, że to nie Rosberg stał na najwyższym szczeblu pudła.
Drugim niezwykłym wspomnieniem była konferencja Schumachera, w której rozpłakał się po pytaniu, jak wiele znaczy dla niego zrównanie się ilością triumfów z samym Ayrtonem Senną. Coś, co wstrząsnęło mną dosadnie i pokazało, jak wspaniałym człowiekiem jest ten kierowca, kojarzony teraz jedynie z wierzgającym koniem na żółtym tle.
- Niesamowite. - Tylko tyle byłam w stanie wykrzesać. - Nawet nie wiem, co mam powiedzieć.
- To chyba dobrze. - Nico zaśmiał się serdecznie. - Wiedziałem, że będziesz zadowolona.
Gestem ręki przywołał kelnerkę. Ubrana w fartuch z nazwą kawiarni podeszła, by przyjąć zamówienie. Nie miałam wygórowanych gustów, dlatego poprosiłam, by blondyn wybrał za mnie. Takim oto sposobem chwilę później siedziałam na czarno-białym krześle sącząc przez słomkę mrożoną kawę z lodami waniliowymi. I musiałam przyznać, była naprawdę pierwszorzędna.
- Gdy pierwszy raz tutaj wszedłem, pomyślałem 'kurczę, to miejsce powstało z myślą o Anie' - zaczął Rosberg, a mi od razu zrobiło się cieplej na sercu. - Byłem przekonany, że się w nim zakochasz. Tobie wiele do szczęścia nie było trzeba, jedynie breloczek związany z Michaelem i transmisja wyścigu. - Uśmiechnęłam się na te słowa. - Rozmawiałem o tym z Twoim ojcem, ale mimo błagań i przekonywań nie chciał się zgodzić. Kompletnie nie wiem, dlaczego tak bardzo zależało mu na trzymaniu Cię pod kloszem.
- Ale teraz jestem wolna. Powinniśmy się tym cieszyć.
Przykrył moją dłoń swoją. Zastanawiałam się, czy nie był to przejaw brnięcia za daleko, ale zignorowałam rozsądek. Nawet jeśli, to co z tego?
- Bardzo się cieszę. Zobaczenie twojej twarzy po zaparkowaniu w boksie jest dla mnie prawdziwą nagrodą za przejechane okrążenia.
Jeszcze wyżej uniosłam kąciki ust, patrząc prosto w jego rozjarzone, błyszczące tęczówki.
- A jutro nagrodą dla Ciebie będzie napicie się szampana z butelki oznaczonej jedynką i wzniesienie trofeum za zwycięstwo. Wierzę w to.
Na chwilę spuścił wzrok, jednak zaraz wrócił do pierwotnej postawy.
- Wiesz co? - spytał, ale nie miałam zamiaru się odzywać. - Dzięki tobie też zacząłem w to wierzyć. Wydrę Lewisowi punkty, choćbym miał przez to oszaleć.
- Dokładnie to chciałam usłyszeć.
Bo przecież tylko przekonanie, że jest w stanie to zrobić może ponieść go do momentu, w którym jako pierwszy zamelduje się na mecie. Liczyłam i kibicowałam mu całym sercem, ale nie w moich, a w jego rękach leżała decyzja na temat osiągów. Czy wygra, czy nie.
Teraz byłam już pewna, że tego dokona.


 Cisza ogarniająca niewielki pokój hotelowy doszczętnie mnie przytłaczała. Przekręcałam się z boku na bok, usilnie próbując zasnąć, choć organizm wyraźnie wydawał z siebie jęki protestu. Ponownie zmieniłam pozycję. Zaczęłam wpatrywać się w ledwo widoczne przez okno, rozświetlające niebo gwiazdy. W mojej głowie coraz częściej pojawiały się coraz to nowsze i ciekawsze zdarzenia z nadchodzącego wyścigu. Wygrane zarówno Nico, jak i Sebastiana. Lejący deszcz, co w Austrii zdarzało się nierzadko, wypadki oraz awarie ustalające kolejność, w jakiej kierowcy mieli przekroczyć metę. Lub do niej nie dojechać...
 Nie mogłam tak dłużej. Czułam, że kolejna chwila bezczynnego leżenia doprowadzi mnie do szału. Dlatego wstałam, złapałam w dłonie leżącą na oparciu krzesła bluzę i wyszłam na korytarz. Z każdym krokiem zbliżałam się do wyjścia, które nieświadomie stało się moim celem. Analizowałam w głowie wszystkie dochodzące zza ścian dźwięki, od cicho nastawionej muzyki zaczynając i coraz bardziej ogarniało mnie poczucie zamknięcia. Dusiłam się w tym miejscu.
Z ulgą wyszłam na zewnątrz i wzięłam głęboki wdech. Z delikatnym uśmiechem spojrzałam w niebo. Ciemne, złowrogie, ale i jednocześnie niezwykle czarujące. Miało w sobie coś pięknego, coś, co przyciągało tak wiele osób.
Westchnęłam, siadając na najbliższej ławce. Oparłam czoło o chłodne oparcie, po czym zamknęłam powieki, jakby w geście wdzięczności światu za wyrwanie się z mojego poprzedniego życia, ale też niekoniecznie. Zastanawiałam się, jak wygląda Monaco nocą. Jak to jest przejść się uliczkami Monte Carlo bez służby, ochroniarzy czy też kłaniających Ci się, choć zupełnie niesłusznie, mieszkańców. Ojciec doskonale wiedział, co się święci, gdy przyszłam na świat. Moja matka nas zostawiła i poszła robić dalej karierę modelki, a on uwięził mnie w swojej willi niczym roszpunkę, myśląc, że będę tam siedzieć do końca życia. Cały czas podporządkowywać się pod niego i przytakiwać, choć przecież ma już pełnoprawnych następców na tron.
Po moim policzku spłynęła łza. A może on nigdy tak naprawdę mnie nie kochał? Może zajmował się mną, bo tak wypadało? Bo gazety zmieszałyby go z błotem, gdyby oddał swoją nieślubną co prawda, ale córkę do adopcji?
Podskoczyłam zaskoczona, czując czyjś dotyk w okolicach szyi. Z szybko bijącym sercem odwróciłam się i wtedy moja mina ukazywała już tylko zażenowanie.
- Nocne spacerki?
Wstałam, by móc spojrzeć prosto w jego oczy, od których odbijał się złoty blask latarni.
- A no tak jakby. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - A ty?
Sebastian wzruszył ramionami w lekceważącym geście.
- Zawsze nocą, przed wyścigiem obchodzę tor. - Zmieszał się, drapiąc swój trochę przydługi zarost. - Może wyda Ci się to głupie, ale jestem strasznie przesądny.
- A to sprowadza się ku jakiemu przesądowi? - spytałam, marszcząc czoło.
- Przez bezsenność zrobiłem tak na Monzie, sezon 2008. Rok później, w Chinach, Kimi mnie tam zaciągnął. Oba te wyścigi wygrałem, więc...
- Więc pomyślałeś, że to dobry patent na szczęście.
Zaśmiał się, przytakując.
- A nie? W końcu zgarnąłem te cztery tytuły!
Spojrzałam na czubek swoich butów, zastanawiając się, czy pójście z nim byłoby odpowiednie. Nie chciałam jeszcze bardziej denerwować Nico, choć tak naprawdę nigdy nie musiał się o tym dowiadywać.
Decyzja zapadła szybko. Jakbym bała się rezygnacji.
- Co powiesz na towarzystwo?
Udał zastanowienie, ale zaraz jego twarz rozpromieniła się, z góry zdradzając odpowiedź.
- Byłbym wręcz zaszczycony.
Gestem wskazał, bym szła za nim. Podeszwy moich trampek w kontakcie z wilgotnym chodnikiem wydawały z siebie głuche plaśnięcie, a bluza co jakiś czas zsuwała się z ramienia. Od razu ją poprawiałam. Temperatura powietrza o tej porze dnia potrafiła dać w kość i nic nie wskazywało, by ta noc miała być szczególnie ciepła. Odsłonięte nogi dawały wiatrowi wystarczającą powierzchnię nagiej skóry, na której z każdym smagnięciem włoski stawały mi dęba.
Nie to jednak przyprawiło mnie o szybsze bicie serca.
Były nim ciepłe, męskie dłonie zaciśnięte na nadgarstku, kiedy moja stopa dość niespodziewanie zsunęła się z krawężnika. A gdy podniosłam wzrok i natrafiłam na jego czyste, magnetyczne spojrzenie, moje policzki oblał krwisty rumieniec.
Zszokowana własną reakcją odskoczyłam od niego, pozwalając włosom zakryć czerwone części mojej twarzy. Nie chciałam, by Vettel zauważył nawet najmniejszy skutek tej sytuacji.
- Dziękuję - wyszeptałam tylko.
Sebastian uśmiechnął się, delikatnie przygryzając dolną wargę. I, choć niechętnie, musiałam przyznać, że wyglądał przy tym cholernie seksownie.
Stop! Co się ze mną działo?!
- Uważaj. Nie chciałbym wieźć Cię o tej porze do szpitala ze zwichniętą kostką.
Pokiwałam głową. Bałam się, że przy wypowiedzeniu nawet najprostszego słowa mój głos zadrży, zdradzając wszystkie targające mną od środka emocje.
A kiedy ponownie ruszyliśmy przed siebie, zaczęłam porządnie zastanawiać się nad powstałym właśnie mętlikiem. Próbowałam poukładać sprawy na ważne i ważniejsze, ale...
Problem leżał w tym, że już nie wiedziałam, co jest ważne, a co ważniejsze.
 
~*~
Chcę was bardzo przeprosić za moją nieobecność i wytłumaczyć, co się dokładnie stało.
Niestety mój komputer nawalił. Muszę korzystać z uprzejmości brata, dlatego rozdziały będą pojawiały się strasznie nieregularnie. Może pojawić się okres, kiedy dodam kilka co tydzień, a później nagle zniknę na miesiąc. Ale postaram się w przerwie świątecznej napisać możliwie jak najwięcej i później je tylko stopniowo dodawać.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Gratulacje dla Lewisa, wiadomo za co :')
Całuję i czekam na opinie ♥