niedziela, 29 listopada 2015

Part Eight

Z całej siły ściskałem metalową klamkę, starając się pozbierać rozbiegane myśli w logiczną całość. Ledwo powstrzymywałem napływające do oczu, słone łzy, będące pewnego rodzaju potwierdzeniem przytłaczających mnie uczuć. A już teraz, po tak krótkim czasie wiedziałem, że zakochałem się w niej bez opamiętania. Zwyczajnie oszalałem na punkcie tej pięknej, subtelnej monakijki stającej się moim osobistym ideałem. Nie mogłem spieprzyć kolejnego związku, który przecież nie zdążył się nawet na dobre zacząć. Anabelle była dla mnie zbyt ważna, by tak po prostu odpuścić, zapomnieć. Nie umiałbym tego zrobić.
Zapukałem i słysząc ciche proszę, powoli wszedłem do środka. Czując walące w piersi serce przeniosłem wzrok na jej zmarnowaną sylwetkę. To był moment, w którym zapragnąłem przywalić samemu sobie za to, co w przeszłości zrobiłem. Widok wody spływającej po jej zaróżowionych, delikatnych policzkach doprowadzał mnie do stanu emocjonalnej agonii zmieszanej z kłującym cierpieniem. Czymś, czego nie mogłem znieść. Najchętniej przyciągnąłbym ją do siebie i mocno przytulił, zapewniając o dobrym zakończeniu danej sytuacji. Znalazłem się o krok od wykonania tak zuchwałego czynu, ale nie chciałem jeszcze bardziej powiększać powstałego tak nagle między nami dystansu. Dlatego podszedłem do niej, skulonej przy niemalże spakowanej walizce i uważnie, jakby mimochodem położyłem dłoń na jej ramieniu.
- Coś się stało? Wcześniej nigdy nie...
Gdy zauważyła, że to nie Nico za nią stoi, porządnie zadrżała i odskoczyła. Te ciemne, zwykle pałające energią tęczówki przepełnione były bólem budzącym we mnie niesamowicie mocne wyrzuty sumienia. Przeszłości nie zmienię, żałuję tylko, że dowiedziała się o niej w tak beznadziejny sposób.
- Ana, proszę...
- Wyjdź stąd!
Wskazała na drzwi, odsuwając się możliwie jak najdalej. Co chwilę ścierała z twarzy łzy, ale nie miało to większego sensu, bowiem zaraz pojawiały się kolejne, sprawiając, że moje serce obficie krwawiło.
- Wysłuchaj mnie, to nie tak... - spróbowałem jeszcze raz, jednak zaraz mi przerwała.
- Nie chcę na ciebie patrzeć! Rozumiesz?!
Zacisnąłem powieki, dając upust wszystkim targającym mną emocją. Nie mogłem dłużej trzymać tego w sobie. Po prostu się rozpłakałem.
- Wiem, że nie ma usprawiedliwienia na to, co zrobiłem, ale możesz mnie chociaż wysłuchać. - Podszedłem do niej z ulgą zauważając, że dała mi dokończyć zdanie. - Cholernie mi na tobie zależy i nie chcę, żeby to wszystko się tak skończyło. - Opuszkami palców u dłoni musnąłem jej skroń, wywołując przyjemne ciarki przechadzające się po całym ciele. - Skończyło, zanim jeszcze w ogóle zdążyło się zacząć.
- Sebastian... Ja... Ja tak nie umiem - wydukała, patrząc prosto w moje oczy. - Nie potrafię tak żyć. W ciągłej niepewności, cierpieniu.
Pokręciłem głową, przysuwając się jeszcze bliżej.
- Nie musisz tak żyć. - Nieznacznie uniosłem kąciki ust, ścierając płynnym ruchem łzy z jej policzków. Przez napięcie wywołane dzielącymi nas ledwie kilkoma milimetrami zebrałem w sobie odwagę, by wreszcie to powiedzieć. - Ana, ja...
- Proszę, proszę! Jaka urocza scenka!
Zaciskając pięści odwróciłem się w stronę Rosberga, opartego o ścianę ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Miałem ochotę zabić go wzrokiem za przerwanie tak ważnego dla mnie momentu.
- Ile razy ma jeszcze powtórzyć, żebyś się wyniósł?! - zawołał, a na jego czole pojawiła się charakterystyczna dla zdenerwowania zmarszczka. - Ona nie chcę Cię znać!
- Pozwól, że sama będę decydowała, czego chcę, a czego nie - wydusiła, stając pomiędzy nami. Przez chwilę poczułem przypływ nadziei, tylko po to, by zaraz pogrążyć się w jeszcze większym bólu. - Ale tym razem Nico ma rację. Przepraszam...
Posłała mi spojrzenie przepełnione cierpieniem. Ja ją raniłem, z każdym kolejnym krokiem postawionym w kierunku drzwi uświadamiałem to sobie coraz bardziej. Ale mimo wszystkich tłoczących się w mojej głowie wątpliwości nie umiałem opanować chęci pogonienia za nią, gdy skulona znalazła się już na korytarzu.
- A ty gdzie?! - Na drodze do drzwi stanął Niemiec, dźgając mnie palcem w klatkę piersiową. - Jeśli myślisz, że możesz bezkarnie mieszać jej w głowie, to się grubo mylisz!
Prychnąłem sarkastycznie, unosząc brwi.
- Co Ci do tego? Czemu zawsze musisz wpieprzać się tam, gdzie cię nie chcą?
Uniósł zaciśniętą dłoń i zamachnął się, jednak w ostatniej chwili złapałem jego nadgarstek. Syknął, kiedy wykręciłem go nienaturalnie, puszczając po krótkiej chwili.
- Nie waż się jej więcej zranić, bo ostro tego pożałujesz! - Jeszcze godzinę temu myślałem, że nie mogę bardziej go znienawidzić. Myliłem się. - Zwyczajnie się od nas odczep, to wszyscy będą szczęśliwi.
- Jesteś śmieszny...
- Nie. Po prostu kocham ją całym sercem i nie pozwolę, by kretyn twojego pokroju się do niej dobrał! Ona jest moja, rozumiesz?! - warknął, prowokująco łapiąc moją koszulkę. - Na torze może jeździłeś z jedynką przez cztery sezony, ale tego wyścigu nie dam ci wygrać!
Zaśmiałem się, jednocześnie wyrywając z jego uścisku.
- To nie żaden wyścig, Ana nie jest przedmiotem! Dopóki tego nie pojmiesz, nie będziesz mógł z nią być.
Wyminąłem go i skierowałem się ku wyjściu, tłumiąc w sobie chęć przywalenia mu w twarz. Musiałem być silny. Wyjechać stąd i możliwie jak najszybciej ją odzyskać. O ile w ogóle jest to jeszcze możliwe...

***

Za szybko i zbyt mocno przywiązuję się do ludzi. Za łatwo otwieram się na innych, a co za tym idzie, zaczynam ufać. Zawsze dostrzegam tylko to, co dobre, zapominając, że każdy ma też drugie, gorsze oblicze. A później cierpię, jak teraz.
Drżąc z bólu i strachu przed wizją utraty tak ważnej dla mnie osoby zajęłam miejsce w samolocie, praktycznie na nic nie zwracając uwagi. Nico został zatrzymany przez kilku fanów, więc miałam chwilę dla siebie, na racjonalne przemyślenie obecnej sytuacji. Przecież musiałam jakoś żyć dalej. Brnąć przed siebie i spełniać marzenia, choć jego widok w trakcie weekendów wyścigowych z całą pewnością nie będzie łatwym do zniesienia doznaniem.
Potrzebowałam zapomnieć. Zakopać wspomnienia tych czułych, niezwykle ciepłych ramion dających mi szczęście i hipnotyzujących, szarobłękitnych oczu, by później ruszyć z impetem przed siebie, ponownie się zakochać. Tym razem w kimś wartym owego uczucia.
Wraz z wybiciem siedemnastej dwadzieścia Rosberg zajął miejsce obok, a z głośników nad naszymi głowami rozległo się polecenie zapięcia pasów. Nie miałam wystarczającej siły woli, by po nie sięgnąć, dlatego z wdzięcznością spojrzałam w oczy przyjaciela, gdy wykonał daną czynność za mnie. Uśmiechnął się, kojąco ściskając mój nadgarstek, najprawdopodobniej w celu dodania krzty pozytywnych emocji, które jednak nie chciały do mnie przyjść nawet najbardziej okrężną z możliwych dróg. Znalazłam się w ewidentnym, przygnębiającym dołku.
- Myślę, że teraz da Ci już spokój - wyszeptał, nadal krzyżując nasze palce na dzielącym dwa miejsca podłokietniku. - Chyba zrozumiał, gdzie jego miejsce w tym wszystkim.
Zacisnęłam zęby tłumiąc jednocześnie ochotę na powiedzenie mu, że miejsce Sebastiana w moim mniemaniu jest zupełnie gdzie indziej, niż w jego. Nie chciałam roztrząsać całej tej sytuacji i dodatkowo kłócić się z osobą będącą dla mnie największym wsparciem. Potrzebowałam go tutaj, przy sobie. A nie gdzieś daleko, obrażonego na mnie i cały świat za wypowiedzenie zdania, którego celem było choć lekkie obronienie imienia Vettela.
Wyjęłam z pospiesznie spakowanej torebki telefon. Starałam się, jak mogłam, by wyraz mojej twarzy nie uległ zmianie po ujrzeniu całej masy nieodebranych połączeń od czterokrotnego mistrza świata. Zyskałam nawet pewną dozę nadziei, gdy po zaciętej walce z własnymi uczuciami udało mi się zatrzymać na swoim miejscu kilka idealnie oddających dany moment łez. Zagryzając dolną wargę skasowałam wszystko z rejestru i nie zwracając uwagi na nieprzyjemne ciarki przechadzające się po plecach wyłączyłam komórkę.
Jeśli czegoś byłam wtedy pewna, to właśnie tego, że wyrzucenie Sebastiana z pamięci nie będzie sprawą pozornie bardzo łatwą. Wręcz przeciwnie. Zaczęłam w ogóle powątpiewać w jakąkolwiek możliwość powodzenia tej mozolnej próby kłócenia się z własnymi uczuciami.

__________
Szczerze mówiąc jedynym, o czym jestem teraz w stanie myśleć jest koniec sezonu F1 i świadomość, że na kolejny wyścig będę musiała czekać nie tydzień, dwa czy w ewentualności cztery, jak to miało do niedawna miejsce, ale aż trzy miesiące!
Cóż, okres na 'byle do marca' uważam za otwarty :')
Dziękuję też za wszystkie niezwykle motywujące komentarze, jesteście wspaniałe!

niedziela, 22 listopada 2015

Part Seven

Szybko bijące serce niemal wyskakiwało z mojej piersi. Chciałam uciec stąd jak najdalej, może nawet ponownie zagrzebać się w łóżku stojącym na środku pokoju monakijskiego domu. Ale byłam w stanie jedynie wypłakiwać się w ramię Kimiego. To wszystko bolało mnie bardziej, niż z początku mogłam sobie wyobrazić. Uczucie, którym zaczęłam darzyć Sebastiana było na tyle silne, by przytłoczyć mnie ową wiadomością. Nie znalazłam motywacji nawet na samodzielne wyjście z windy, to Raikkonen musiał mnie wyprowadzić i posadzić pod ścianą.
- Ana, to nie tak, jak myślisz.
Wzięłam kilka urywanych wdechów, starając się nie jąkać przy wypowiadaniu słów.
- Oczywiście. Teraz będziesz go tłumaczył...
- Nie, naprawdę nie rozumiesz.
Zmarszczyłam brwi. Nie chciałam słuchać głupich wyjaśnień, już i tak wystarczająco cierpiałam. Jedyne, czego potrzebowałam, to spokoju oraz odrobiny ciszy. Nie ukoiłoby to moich drżących z nadmiaru nieprzyjemnych emocji dłoni, ale przynajmniej pozwoliło wszystko przemyśleć i możliwie zapomnieć. Podjąć jakąś decyzję na temat dalszego działania.
- W takim razie mi wytłumacz - poprosiłam, patrząc prosto w jego oczy.
- Myślę, że nie ja powinienem to zrobić.
Westchnęłam. Czy wszystko zawsze musi być tak skomplikowane?
- Nie chcę go widzieć...
- Posłuchaj mnie. - Zagryzł dolną wargę, jednocześnie ściskając moje ramię. - Sebastian nie jest złym człowiekiem, nie zrobi Ci krzywdy. On po prostu wiele w życiu przeszedł. I uważam, że nie ja powinienem Ci to wszystko wyjaśnić.
Zacisnęłam powieki, pozwalając, by słone łzy spłynęły po moich policzkach dwiema niezbyt równymi stróżkami. Schowałam twarz w dłoniach, starając się nie myśleć. Miałam dość wszystkiego. Zaczynając na beznadziejnym ojcu mającym mnie głęboko w poważaniu, a kończąc na uczuciu, które nawet nie zdążyło całkowicie się rozwinąć, a już było skazane na porażkę i usunięcie się w cień. Musiałam zapomnieć. Wyrzucić z siebie wszystkie wspomnienia związane z Vettelem. Pytanie tylko, czy będę umiała to zrobić...
Wspomagając się obłożoną tapetą ścianą, stanęłam chwiejnie na nogach i głośno przełknęłam ślinę. Miałam wrażenie, jakby coś rozrywało mnie od środka. Dusiłam się. Chciałam uciec stąd jak najszybciej i przede wszystkim przestać się nad sobą użalać.
- Pomożesz mi znaleźć Nico? - spytałam, patrząc w tęczówki Kimiego. - Chcę go przeprosić...
- Ana, idź z nim porozmawiać. - Jego błagalny ton sprawiał, że prawie przewróciłam się z nadmiaru emocji. - Tak, wiem. To, co robił nie ma żadnego usprawiedliwienia. Ale minęło sporo czasu, on się naprawdę zmienił...
- Daj spokój. Brzydzę się nim.
Raikkonen zacisnął powieki z bezradności. Westchnął, po czym objął mnie w geście pocieszenia.
- Jesteś tego pewna?
- Nie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Ale chcę przeprosić Nico.
Kierowca poprowadził mnie do końca korytarza i skierował się w stronę mojego pokoju. Stojąc przed drzwiami, przytulił mnie do torsu, a ja schowałam się w jego ciele najlepiej, jak tylko potrafiłam. Czemu życie musi być takie beznadziejne? Dlaczego wszystko, czego się tknę, sprawia, że cierpię?
Przywołałam wspomnienie tych błyszczących, niezwykle hipnotyzujących tęczówek, przyprawiających o przyjemne łaskotanie w okolicach serca. Czarującego uśmiechu dającego mi radość, inspirację i nadzieję na lepsze jutro. Przypominały mi się wszystkie ciepłe słowa, które w moją stronę kierował. Po prostu to, w czym tak bardzo się zakochałam i o co chciałam walczyć, tylko po to, by później przekonać się, jakim człowiekiem tak naprawdę jest Vettel.
- Chociaż spróbuj - wyszeptał Kimi.
Ja jednak pokręciłam tylko głową, odsunęłam się od niego i z niezwykle nieszczerym, wymuszonym uśmiechem zamknęłam się wewnątrz hotelowego pokoju.
Miałam wielką ochotę usiąść na podłodze i zacząć płakać, tak, jak to robiłam, gdy miałam pięć lat i tata nie chciał mnie puścić na plac zabaw znajdujący się w pobliskim parku. Ale musiałam być silna. Nie umiałam co prawda powstrzymać kapiących na podłogę łez zmieszanych z nieprzyjemnymi ciarkami przeszywającymi co jakiś czas moje ciało, jednak zagryzłam zęby i ruszyłam w kierunku walizki. Zaczęłam niedbale wrzucać do niej ubrania znajdujące się w szafie. Z wściekłością wcisnęłam do środka koszulkę merców i dwie pary jeansów. Podniosłam z podłogi podręczny plecak, po czym wysypałam na łóżko jego zawartość. A widząc to, co kiedyś sprawiało, że unosiłam się we własnym, wyimaginowanym świecie, poczułam niezwykle duszący ucisk w gardle. Bluza Sebastiana... Krwistoczerwona, z emblematem ferrari i wyszytą, niemiecką flagą na karku.
Nie umiałam z nią nic zrobić. Dlatego po prostu przytuliłam się do niej i płacząc, bezradnie położyłam na łóżku. W niektórych miejscach nadal dało się odczuć lekki zapach jego cudownych perfum. Czegoś, co jeszcze kilka godzin temu dawało mi niezwykle silne poczucie bezpieczeństwa. A teraz przyprawiało tylko o beznadziejny, paraliżujący wręcz ból.
Może wydawałam się śmieszna. Dziwnie było tak rozpaczać po pozornej utracie faceta, którego znałam kilka dni. Ale to był właśnie efekt zamykania mnie w pokoju przed całym światem. Nie miałam doświadczeń. Nie rozumiałam, jak to jest się zakochać i nie byłam odporna na zranienie. Przecież równie dobrze mógł mi powiedzieć prosto w twarz, że nic dla niego nie znaczę. I wtedy czułabym się dokładnie tak samo. A może nawet gorzej?
Słysząc ciche pukanie zerwałam się na nogi. Panicznie upchnęłam bluzę ferrari pod stertą ciuchów znajdujących się już w walizce, po czym odwróciłam w kierunku otwierających się drzwi. Do środka wszedł Nico z niezwykle zatroskaną miną.
- Kimi mówił... Ana, co się stało? - Zaraz do mnie doskoczył i mocno do siebie przytulił. - Dlaczego płaczesz?
Nie byłam pewna, czy chciałam mu się z tego zwierzać. Ale tylko jemu ufałam w stu procentach. W gruncie rzeczy był jedyną osobą, której naprawdę na mnie zależało.
- Miałeś rację - wyszeptałam, chowając twarz w jego ramieniu. Czułam, jak uspokajająco gładził mnie po włosach. - Sebastian to idiota.
- Coś ci zrobił?
- Nie, ale... Kimi powiedział mi o jego przeszłości. Jak wpuszczał do łóżka pierwszą lepszą i...
- Przecież Cię ostrzegałem.
Gwałtownie zamrugałam powiekami, odsuwając się od niego.
- Wiem. Przepraszam, że Ci nie uwierzyłam.
Blondyn położył dłoń na moim policzku, delikatnie się uśmiechając.
- Nie masz za co. Po prostu w przyszłości uważaj na to, z kim się zadajesz.
Pokiwałam głową, choć czułam, jak ciężko będzie mi wyplenić Vettela z życia. Tym bardziej, że przecież miałam go widywać na każdym Grand Prix.
- Możemy... Możemy już wyjechać? Nie chcę się na niego natknąć.
- Oczywiście. Zaraz zarezerwuję bilety.
Czule pocałował mnie w czoło, jednocześnie upewniając w słuszności podjętej decyzji.

***

Pakowanie się po wyścigowym weekendzie nigdy nie należało do moich mocnych stron. Nie raz zdarzało mi się zostawić coś w hotelu, czego konsekwencją było wykonanie miliona telefonów. Dlatego najczęściej odpuszczałem sobie poszukiwania owej zguby i nauczyłem się sprawdzać, czy oby na pewno wszystkie najważniejsze rzeczy są już na miejscu.
Zapinanie walizki przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi. Zmarszczyłem czoło i odwróciłem się, zauważając strapionego Raikkonena.
- Coś się stało? - spytałem, nie kryjąc zdziwienia.
- Nie, skądże znowu. U mnie wszystko w porządku. - Uśmiechnął się krzywo. - Za to ty stary masz przesrane.
Otworzyłem usta, by zadać kolejne pytanie, jednak Fin mnie uprzedził.
- Nico niczym ostatni konfident wyśpiewał Anie o twojej przeszłości, pomijając najistotniejsze fragmenty. Więc od tej pory jesteś w jej oczach jebanym podrywaczem kochającym panienki na jedną noc.
Zatkało mnie. Bliżej nieokreślona siła przydusiła moje gardło i kazała mi usiąść na łóżku z bezradności. Uderzyłem pięścią w pozornie idealnie ułożoną pościel, czując, jak do moich oczu napływają łzy. Przecież teraz nie będzie chciała mnie znać...
- Kurwa - szepnąłem, starając się pozbierać myśli w jedno, logiczne zdanie. - Co ja mam robić?
- Wujcio dobra rada mówi: po prostu walcz.
Zacisnąłem powieki, biorąc kilka uspokajających oddechów. Nie mogłem działać pochopnie, głupio podjęte decyzje tylko skomplikowałyby już i tak beznadziejną sytuację. Dlatego ignorując wrażenie, że właśnie straciłem dziewczynę niemalże idealną wstałem, po czym zbierając w sobie całą odwagę wyszedłem na korytarz. W drodze do jej pokoju zastanawiałem się, co mam powiedzieć. Tak po prostu wejść i poprosić, by mi wybaczyła? Opowiedzieć całą historię, która i tak niczego nie usprawiedliwiała? Byłem pieprzonym kretynem, że w ogóle zaczynałem pakować się w kolejny związek!
Ale teraz nie posiadałem opcji odwrotu. Musiałem włożyć w to wszystkie swoje siły. Sprawić, by mi uwierzyła i dała drugą szansę. Dla niej byłem gotowy zrobić praktycznie wszystko...

__________
Wiem, nie wyjaśniłam sprawy z Sebastianem. I nie wyjaśnię jej jeszcze w dwóch najbliższych rozdziałach. Mam nadzieję, że jakoś wytrzymacie :')
W każdym razie dziękuję za wsparcie w postaci komentarzy i zapraszam do zostawiania po sobie śladu również pod tym rozdziałem! ♥

sobota, 14 listopada 2015

Part Six

Czułem, jak z nadmiaru emocji trzęsą mi się nie tylko nogi, ale i reszta ciała stykająca się z jej sylwetką. Przytulając ją do torsu natykałem się na miliony myśli błądzących między zakłopotaniem, a przesadną bojaźliwością. Musiałem brać głębokie wdechy, by wciągając zapach subtelnych perfum zrozumieć, że właśnie na dobre zapomniałem o swojej przeszłości. Nie liczyło się to, jak bardzo byłem zakochany w Hannie, ale to, co rodziło się między mną, a Aną. Uczucie, któremu bałem się pozwolić rozwinąć skrzydła z powodu zranienia czy ponownego ciosu w sam środek serca.
Schowałem twarz w jej włosach. Trzymała dłonie na moim karku, kreśląc paznokciami bliżej nieokreślone kształty. Ciarki przechadzające się po częściach mojego ciała uzupełniały delikatne łaskotanie w okolicach klatki piersiowej, sprawiając, że nie zwracałem uwagi na nic innego, poza nią. Chciałem zachować tę chwilę dla siebie już na zawsze. Zamknąć się i trwać w niej po kres dni, choć wiedziałem, że tak się nie da.
Muzyka zmieniła bieg po raz kolejny. Nieznacznie odsunąłem się od brunetki, by móc lekko unieść kąciki ust. Skrzyżowała swoje palce u dłoni z moimi i zaczęliśmy przemieszczać się w stronę stojącej pod ścianą kanapy. Usiadłem pierwszy, ona kilka sekund później, obok. Była cholernie blisko, przyprawiając mnie o zawrót głowy. A kiedy szeptem, smagając swoim oddechem moją szyję, zaczęła prosić, bym przyniósł jej coś do picia, miałem ochotę spojrzeć na swoje krocze i upewnić się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Drogę do baru pokonałem błyskawicznie. Równie szybko wróciłem ze szklanką wypełnioną ciemnym płynem, zauważając kątem oka rozbawionego Lewisa. Pokazał mi uniesiony kciuk i zaczął coś wykrzykiwać, jednak nie miałem ochoty go słuchać. Pragnąłem po prostu jak najszybciej do niej wrócić.
- Przepraszam - oznajmiła, gdy wręczyłem jej drinka. - Jestem już nieźle schlana.
Uśmiechnąłem się, czując, jak kładzie głowę na moim ramieniu.
- Raz na jakiś czas można się zabawić.
- Nie panuję nad tym.
Zmarszczyłem brwi, przy okazji obejmując jej talię.
- Chyba nie rozumiem.
- Sama tego nie umiem zrozumieć. - Zaśmiała się. - Ale może kiedyś...
Spojrzała prosto w moje oczy, nieznacznie zagryzając dolną wargę. Cholera! Czy możliwe jest zakochanie się w kimś po ledwie kilku dniach niezobowiązującej znajomości? Czy to dziwne, ogarniające mnie od środka uczucie nie było tylko głupim wymysłem, pretekstem do udowodnienia sobie, że mogę zacząć żyć od nowa?
Powoli gubiłem się w tym wszystkim. Jednak nie miałem czasu na jakiekolwiek wyjaśnienia, bowiem przed nami wyrósł podpity Nico, na którego twarzy malowała się prawdziwa furia.
- Chyba wystarczy. - Starał się być opanowany. Szkoda tylko, że wcale mu to nie wychodziło. - No już Ana, idziemy!
Pociągnął ją za nadgarstek. Ale ona zamiast wstać i posłusznie wyjść, przytuliła się do mnie z cwaniackim uśmiechem.
- Nigdzie nie idę! Chcę zostać tutaj, z Sebastianem.
Moje serce automatycznie wrzuciło szybsze obroty. Czy ona naprawdę to powiedziała?
- Jesteś perfidnym krętaczem! - Rosberg wziął jej ciało na ręce i przyciągnął do torsu z zadziwiającą czułością. Odgarnął z jej twarzy zaplątany kosmyk brązowych włosów, po czym ponownie, przyjmując postawę super bohatera, spojrzał na mnie. - Od zawsze wiedziałem, że nie można Ci ufać. Ale nie myślałem, że byłbyś w stanie upić bezbronną dziewczynę, by później ją wykorzystać. Brzydzę się tobą, Vettel!
I wyszedł, zostawiając mnie w stanie silnego oszołomienia.
Teraz już wiedziałem, że będę miał pod górkę. Jeśli szczerze się w niej zakochałem, będę musiał odsunąć od tego wszystkiego zdeterminowanego Niemca, który z całą pewnością obdarza ją czymś więcej, niż tylko zwykłą przyjaźnią.

***

Uniosłam powieki, słysząc dźwięk przychodzącego sms-a. Rozglądając się po jasnym, hotelowym pokoju próbowałam opanować narastający ból głowy. Podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym zaczęłam wyciągać rękę w kierunku telefonu. Nie dane mi było jednak zobaczyć, kto pragnął mi coś przekazać.
- Obiecaj mi, że nigdy więcej się z nim nie spotkasz.
Zadrżałam, nerwowo spoglądając na siedzącego pod oknem Nico. Doskonale wiedziałam, o co mu chodzi. Czułam też, że przegięłam i zabrnęłam zdecydowanie poza granicę. Ale wspomnienie jego ciepłych, męskich ramion do pary z oszałamiająco błękitnymi oczami niemalże od razu niwelowały poczucie winy. Po prostu się cieszyłam. Wiedziałam, że Sebastian to wspaniały człowiek i choć Rosberg był moim przyjacielem, nie umiałam trzymać się od niego z daleka. To właśnie on zapełniał pustkę, którą przez tyle lat miałam w sercu. To jego zaczęłam darzyć pewnym uczuciem. Może na razie faktycznie nie potrafiłam tego zrozumieć. Po tylu latach siedzenia w zamknięciu nie wiedziałam, jak to jest pragnąć kogoś, kochać go, nie oczekując jednocześnie niczego w zamian. Jednak wiedziałam, że nasza relacja już teraz nie należy do normalnych. I nie chciałam, by do takowych należała.
- Nie mogę - wyszeptałam, spuszczając wzrok. Przynajmniej na chwilę musiałam zapomnieć o wydarzeniach z nocy i przestać się szczerzyć niczym dwulatek na widok lizaka.
Gwałtownie wstając rzucił trzymaną w dłoni szklanką z wodą o ścianę. Zacisnęłam powieki, słysząc okropny huk i z przerażeniem uroniłam jedną łzę, gdy złapał mnie za ramię.
- Naprawdę jesteś aż tak ślepa?! Sebastian to bydlak! Wykorzysta Cię i porzuci, jak kilka innych, co to mu zaufały. Jemu zależy tylko na seksie. Nic innego się nie liczy!
Czułam słoną wodę spływającą po policzkach. Nie umiałam się opanować. Przecież to, co mówił, nie miało żadnego sensu...
- Ale Nico...
- Ana, myślisz, że dlaczego z nim nie gadam?
Przełknęłam głośno ślinę. Przez chwilę miałam ochotę ugiąć się, zagrzebać w pościeli i po prostu wypłakać. Jednak zamiast tego zebrałam w sobie wszystkie siły i wyrwałam z uścisku Niemca.
- Według twojej teorii wszystkim z padoku powinno zależeć tylko na seksie - prychnęłam, wstając. - Bo tylko z Verstappenem masz jako takie relacje!
Złapałam telefon i wybiegłam na korytarz. Nie miałam zamiaru się z nim użerać. Każdym kolejnym słowem sprawiał mi coraz większy ból, zagnieżdżający się na dnie serca. Naprawdę nie myślałam, że pierwszą osobą, która mnie tak cholernie zrani, będzie właśnie on.
Pokręciłam głową, ścierając z policzków łzy. Nie posiadało to jednak żadnego sensu, bowiem zaraz napływały kolejne. Szybkim tempem, niemal biegnąc, dopadłam do windy i zjechałam na parter. Dopiero stojąc przed recepcją, będąc w centrum uwagi wszystkich znajdujących się tam ludzi zauważyłam, jak wyglądam. Rozczochrana i rozmazana, ubrana jedynie w koszulkę Nico oraz bawełniane, krótkie spodenki.
Wzięłam parę głębszych oddechów. Czy Sebastian naprawdę mógłby mnie tak perfidnie oszukiwać?
- Ana?
Odwróciłam się. Na widok Kimiego poczułam lekką ulgę.
- Ej, co się stało? Dlaczego płaczesz?
Zagryzłam jedynie dolną wargę, starając się nie uronić już żadnej łzy. I tak wglądałam beznadziejnie. Ze spokojem poczułam, jak mnie obejmuje i prowadzi z powrotem do windy. Nacisnął guzik z numerem czwartym, po czym mocno mnie przytulił. Byłam mu za to bardzo wdzięczna.
- Kimi? - wydukałam.
- Tak?
Ukryłam twarz w jego ramieniu, by móc wypowiedzieć te kilka okropnie brzmiących słów.
- Czy on... Czy Sebastian naprawdę sypia z pierwszymi lepszymi?
Kątem oka widziałam, jak przełyka ślinę. I już wiedziałam, że Nico miał rację.
W taki właśnie sposób cały mój wyidealizowany świat, który dopiero zdążył powstać, runął niczym domek z kart. Dlaczego to właśnie ja muszę mieć w życiu takiego pecha?
 
__________
Szczerze mówiąc, całkiem lubię ten rozdział. Początkowo miał wyglądać zupełnie inaczej, ale w sumie dlaczego nie miałabym przewrócić wszystkiego do góry nogami? :')
Dziękuję za opinie i mam nadzieję, że pod tym również się kilka pojawi ;*

poniedziałek, 2 listopada 2015

Part Five

Wpatrywałem się w stojącą przede mną kobietę, wypowiadając pierwsze lepsze słowa przyniesione przez ślinę na język. Moją głowę ciągle zaprzątał ten jeden, beznadziejny pit stop, zaprzepaszczający szanse na podium. Głupia, zepsuta nakrętka nie chciała dać mi spokoju usilnie przypominając, że coraz to bardziej oddalam się od mistrzowskiego tytułu. Wyniku, do którego na początku sezonu nawet nie miałem zamiaru dążyć, ale teraz wszystko się zmieniło. Teraz już wiem, że nasz samochód jest naprawdę konkurencyjny i znajdujemy się w o wiele lepszej sytuacji, niż przypuszczaliśmy.
- W alei serwisowej pojawił się problem, jakiego czasem trudno uniknąć. Nie ma sensu nikogo za niego obwiniać. Jesteśmy jednym zespołem i gdy wszyscy staramy się dawać z siebie wszystko, w naszą pracę mogą się wkraść tego typu przypadki. - Wymusiłem uśmiech mający na celu ukrycie targającej mną frustracji. - Oczywiście wolałbym zakończyć zmagania z trofeum za trzecie miejsce, ale za rok wrócimy tutaj z takim samym celem.
Mówiłem prawdę. Nikogo konkretnego za ten incydent nie obwiniałem. Byłem po prostu zły na samego siebie, że nie potrafiłem wykrzesać z bolidu nic więcej. Że nie byłem w stanie dogonić uciekającego mi Massy.
- Dziękuję za rozmowę.
Pokiwałem głową. Chwilę później kierowałem się już ku wyjściu z parku zamkniętego. Zgarnąłem ze stołu butelkę wody mineralnej, odkręciłem korek, pociągnąłem łyk, po czym odstawiłem ją na bok. Kątem oka widziałem wywracającego oczami Kimiego udzielającego wywiadu tęgiemu mężczyźnie w podeszłym wieku. Takie widoki doprowadzały mnie niemalże do łez przez śmiech, bowiem Raikkonen nigdy do wylewnych osób nie należał, jednak dzisiaj wywołał tylko nieznaczną poprawę humoru zmieszaną z delikatnym uniesieniem kącików ust.
Oparłem się o barierkę, po czym kreśląc stopą w nawierzchni chodnika bliżej nieokreślone kształty, zacząłem schodzić myślami na inne tematy.
Zastanawiałem się, jak dużo gorzkich słów będzie mi dane wysłuchać od Fabiana. Młody zawsze dzwonił do mnie kilka godzin po wyścigu, dzieląc się wrażeniami i własnymi spostrzeżeniami, nie przebierając w krytyce zawodników, a szczególnie mnie! Obaj uwielbialiśmy sobie wzajemnie docinać.
Następnie przeniosłem się na Silverstone. Przywoływałem w pamięci zeszłoroczny pojedynek z Alonso i zacząłem się zastanawiać, co czeka mnie za kilkanaście dni. Liczyłem na zwycięstwo, ale nie byłem do końca pewien, czy nas na nie stać.
Aż doszedłem do punktu kulminacyjnego całego zamieszania w moich myślach. Do czegoś, co od wczoraj nie dawało mi spokoju i uniemożliwiało całkowite skupienie w trakcie wyścigu. Zacząłem myśleć o Anie. Wsparciu, które mi okazała i niesamowicie szczerym uśmiechu potrafiącym oczarować nawet najbardziej nieczułego człowieka na ziemi. Zastanawiałem się, jakim cudem zawarła przyjaźń z kimś, kto jest aż takim jej przeciwieństwem. Kto potrafi jedynie kłamać, kręcić i narzekać.
- Halo, ziemia do Seba!
Zatrzepotałem powiekami, krzywo uśmiechając się do machającego ręką Kimiego.
- Myślałem, że jeszcze nie skończyłeś.
- Tak, jasne - skwitował w charakterystyczny dla siebie sposób. - A o czym tak naprawdę myślałeś?
Potrząsnąłem głową, spuszczając wzrok.
- Nieważne - westchnąłem. - Idziemy?
Raikkonen zlustrował mnie od stóp do głów, po czym przytaknął i skierował się ku wyjściu. Założył na głowę kaptur, a ja rozpiąłem kombinezon, ściągnąłem rękawy i przewiązałem je w pasie uwalniając spocone ramiona od zbędnego już okrycia.
- Jesteś pewien, że nic Ci nie jest? - spytałem, mając w pamięci groźne wyglądający wypadek z początku wyścigu.
- Ile razy masz zamiar jeszcze o to zapytać? Wszystko okej.
Skrzywiłem się.
- Powiedz mi lepiej, jakim cudem straciłeś to podium?
- Zepsuta nakrętka w trakcie pit stopu i siedem sekund w plecy - odparłem zrezygnowany. - Massa mi uciekł. Próbowałem, ale był za daleko.
Kimi poklepał mnie po plecach z delikatnym uśmiechem.
- Głowa do góry. Następnym razem będzie lepiej!
Wypowiedział jeszcze kilka zdań, które jednak nie dotarły już do mojej świadomości. Myślami byłem gdzie indziej. 
Stanąłem na samym środku drogi prowadzącej do boksów, czując w okolicach serca znajome ukłucie zazdrości. Rozradowana Ana obdarzała stojącego naprzeciw Nico szerokim uśmiechem, trzymając dłonie na klatce piersiowej Niemca. Następnie rzuciła mu się w ramiona, a on płynnym ruchem okręcił ją wokół własnej osi.
Przełknąłem głośno ślinę i speszony odwróciłem głowę do Kimiego, kiedy jej spojrzenie spotkało się z moim.
- Sebi, wszystko w porządku?
Wziąłem głęboki oddech, jednocześnie kręcąc głową.
- Jak najlepszym...
Zagryzłem dolną wargę, chcąc uciec z tego miejsca możliwie najszybszym tempem. Dostarczyłem sobie kolejną zagadkę do rozwiązania.
Byłem zazdrosny o ich przyjaźń, czy... Czy o nią?
Wyśmiałem samego siebie. Po prostu przez brak bliskiej osoby ponownie zaczynałem wariować. Niemożliwe było, bym zaczął do niej coś czuć po tak krótkim czasie.


Wywróciłem oczami, widząc wymachującego rękami Hamiltona. Zagryzłem dolną wargę, starając się powstrzymać emocje każące wywalić mi go z pokoju i po prostu wyłączyłem myślenie. Jednak to nic nie dało. Do mojego mózgu nadal dochodziły jego okropnie nieprzekonujące słowa.
- Nico mi mówił, że jesteś beznadziejny, ale mu nie wierzyłem - westchnął dwukrotny mistrz świata, siadając na idealnie pościelonym łóżku. - Czemu ty nigdy nie ustąpisz, co? To tylko jedna impreza! Jedna!
- Nie chce mi się patrzeć, jak celebruje swoje zwycięstwo. Nie po zaprzepaszczeniu szans na lepsze punkty.
Lewis teatralnie zanurkował w pościeli i zaczął uderzać głową w poduszkę, wydając przy tym z siebie bliżej nieokreślone dźwięki.
- Boże, Seb! To chociaż uratuj przed nim Anę. Maite mówiła, że to naprawdę fajna dziewczyna i szkoda by było, gdyby spędziła cały wieczór z takim idiotom.
Zadrżałem. Na wspomnienie obrazu ramion Rosberga obejmujących jej zgrabną figurę całe moje ciało przeszywał zimny dreszcz. Starałem się wyrzucać z siebie wszystkie możliwe powiązania z przyjaciółką największego wroga, ale prawda była taka, że polubiłem ją. Wczorajszy wieczór otworzył mi oczy i zrozumiałem, jak wielkie szczęście spotkało tego debila, że ma przy sobie tak wspaniałą osobę.
- W porządku - zgodziłem się.
Brytyjczyk wyskoczył w górę z radości i uśmiechnął się szeroko.
- Za pół godziny na dole! - krzyknął, po czym wybiegł na korytarz. - I żebyś mi się nie rozmyślił!
Westchnąłem zrezygnowany. Pokonałem dystans dzielący mnie od spakowanej i zapiętej już walizki. Wyciągnąłem z niej jasną koszulę oraz jeansy z adidasami do kompletu. Wszedłem do łazienki, by się szybko odświeżyć, a kiedy stanąłem przed lustrem prawie gotowy, przez moją głowę przeleciała jedna, niby niezobowiązująca, a jednak dziwna myśl. Czy zrobię na niej wrażenie?
Zmarszczyłem czoło w geście zastanowienia. Coś mi nie pasowało...
Sięgnąłem po opakowanie perfum, które tak bardzo kochała Hanna. Ale nie chciałem o niej myśleć. Już dawno pogodziłem się z jej odejściem i nie miałem zamiaru roztrząsać teraz dawnych ran. Spryskałem ubranie, poprawiłam będące w lekkim nieładzie włosy i stwierdzając, że nie jest najgorzej, wyszedłem z pokoju. Stawiając każdy kolejny krok coraz bardziej czułem, jak serce podchodzi mi do gardła. Nie miałem przecież pewności co do tego, czy Rosberg zareaguje w miarę możliwości normalnie, widząc mnie z jego najlepszą przyjaciółką. Od zawsze był nieobliczalnym człowiekiem. Jednak nie umiałem się wycofać. Coś kazało mi iść dalej. Nie użalać się nad sobą. Uśmiechnąć się, wejść na salę i rozluźnić.
Tak też zrobiłem. Z uniesionymi kącikami ust złożyłem na policzku stojącej przy recepcji Maite delikatny, nic nieznaczący pocałunek, po czym skierowałem się w odpowiednim kierunku.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że w końcu wyszedłeś do ludzi.
- Maite...
- Nie Sebastian! - Wiedziałem, co mnie teraz czeka. Godzinne kazanie na temat tego, co mi wolno, a czego nie. - Minął ponad rok, a ty nadal zachowujesz się jak zraniony szczeniak. Zapomnij o niej. Nie jest tego wszystkiego...
- Zapomniałem! - przerwałem jej, chcąc uniknąć bezsensownych tłumaczeń. - I myślę, że ponownie się zakochałem.
Portugalka uniosła brwi w geście zdziwienia.
- W takim razie gratuluję.
Sam nie wiedziałem, dlaczego to powiedziałem. W moim życiu zmieniło się niewiele. Mógłbym nawet powiedzieć, że na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy nie zmieniło się dosłownie nic. Liczyła się tylko Formuła. Dla niej żyłem. Chciałem chyba po prostu zakończyć ciągłą gadaninę na temat Hanny i tego, jak powinienem zachowywać się po rozstaniu.
- A gdzie wywiało Lewisa? - spytałem w celu zmiany tematu.
- Nadal ściąga na dół jak największe towarzystwo. Tym razem nawiedził Carlosa i siedzi u niego już dobre pół godziny.
- Młody jeszcze jest, zdąży się wyszumieć.
Maite szczerze się uśmiechnęła, przystając zaraz przed wejściem do hotelowego klubu.
- Szkoda tylko, że Lewis tego nie rozumie.
Pokiwałem głową z uznaniem, następnie otworzyłem drzwi i przepuściłem ją przodem. W środku pachniało już mieszaniną różnorakich perfum, zarówno damskich, jak i męskich połączony z potem bawiących się osób oraz alkoholem. Na parkiecie roiło się nie tylko od nastolatków, ale także członków ekip, czy kierowców i ich partnerek. Zaśmiałem się widząc wywijającego tyłkiem Allisona, który zaraz zaczął do mnie machać. Był już mocno wstawiony. Odwzajemniłem gest, po czym skierowałem się w stronę baru. Usiadłem na jednym ze stojących przy ladzie krzeseł i zamówiłem tequilę w drinku. Sącząc napój rozglądałem się za znajomym spojrzeniem, jednak nie mogłem natrafić nawet na Rosberga. Zacząłem się ostro zastanawiać, czy Lewis nie wcisnął mi kitu. Czy Anabelle miała w ogóle zamiar się tutaj dzisiaj pojawić.
Odstawiłem pustą szklankę, rozkoszując się przyjemnym szumieniem w głowie. Przeszedłem kawałek w kierunku kanapy, jednak nie dane było mi do niej dotrzeć. Poczułem, jak delikatne dłonie zasłaniają mi oczy wywołując w okolicach klatki piersiowej mrowienie. Wiedziałem, że to ona. Nie musiałem się zastanawiać nawet przez chwilkę.
- Gratulacje dla czwartego triumfatora!
Odwróciłem się z uśmiechem na twarzy.
- Mimo wszystko wolałbym być tym pierwszym.
Pokiwała palcem, kładąc drugą dłoń na moim ramieniu. Widząc rozradowane iskierki w jej błyszczących od blasku lamp oczach automatycznie zapominałem o zepsutej nakrętce. Po prostu cieszyłem razem z nią.
- Nie ma tak dobrze panie Vettel.
Złapała mnie za rękę i zaczęła przeciskać się w kierunku parkietu. Chwilę później przystanęła, posyłając mi pytające spojrzenie. Chciała zatańczyć. Nawet nie musiałem jej o to prosić, sama zaproponowała mi taniec!
Uśmiechnąłem się. Z radością objąłem ją w talii i przyciągnąłem do torsu, słysząc, jak muzyka gwałtownie zwalnia. Położyła głowę na moim ramieniu, jednocześnie mocno się przytulając. Wiedziałem, że była pijana. Że normalnie nic takiego by się nie wydarzyło. Ale mimo to czułem się niczym świeżo upieczony mistrz świata. Wciągając zapach jej perfum, wiedząc, że jest bezpieczna i zatapiając twarz w tych ciemnobrązowych, długich włosach zapominałem o całym świecie. Liczyła się tylko ona i ja. Tylko my...


__________
O matko, jaki ten rozdział jest beznadziejny ;-;
Po przeczytaniu go mam wyrzuty sumienia, że w ogóle coś takiego wam udostępniam, ale nie mam nawet najmniejszej chwilki na wniesienie poprawek. Przepraszam was za to!