niedziela, 3 stycznia 2016

Part Twelve

Z cieniem uśmiechu leniwie wkradającym się na moją twarz, uniosłem powieki. Zaciągnięte rolety zgrabnie tamowały poranne promienie słońca, pogrążając hotelowy pokój w lekkim półmroku. Szparami między obramowaniem, a szybą przenikały tylko maleńkie, jarzące się milionem barw iskierki, dodające całej scenerii pewnego oszałamiającego uroku. Kątem oka spojrzałem na wiszący między obrazami zegar. Dziewiąta trzydzieści. Cisza nocna dawno się skończyła.
Lewą dłonią przetarłem zaspaną twarz. Ziewnąłem, przekręcając się lekko na bok. Widok niewinnej, zranionej istoty wtulonej w mój tors przynosił dokładnie tyle samo bólu, co radości. Starałem oddawać się bardziej przyjemnemu łaskotaniu w okolicach klatki piersiowej, niż krążącym nieustannie w mojej głowie pytaniom. Dlaczego Rosberg zachował się niczym ostatni śmieć? Przecież w przyjaźni trzeba wspierać drugą osobę, nawet jeśli postępuje ona niezgodnie z naszymi regułami, nieprawdaż? Służyć pomocną dłonią, doradzać. Cieszyć się z sukcesów i po prostu być obok w trakcie niepowodzeń. Jak w miłości, zachęcać do dobrego, odciągać od złego. Ale... No właśnie. Według Rosberga to właśnie ja byłem tym złem.
Potrząsnąłem głową, odpychając od siebie wszystkie, głupie niepewności. Po tylu straconych dniach cierpienia, wreszcie udało mi się dotrzeć tam, gdzie znaleźć chciałem się od samego początku. Do niej. Mogłem bez większych oporów głaskać jej długie, ciemne włosy. Wdychać przyprawiający o zawrót głowy zapach drogich, wykwintnych perfum. Cieszyć się bliskością kogoś, w kim zdążyłem bezgranicznie się zakochać. Kto pozwolił zapomnieć o przeszłości i uświadomić, że właśnie nastał ten czas. Moment, w którym zaczynam od zera.
Do załatwienia została mi już tylko jedna sprawa.
Złożyłem na policzku Anabelle delikatny, subtelny pocałunek. Widząc cień uśmiechu na jej śpiącej twarzy, poczułem się niczym motyl przysiadający na rozkwitającej róży. Szczęście. Tak, to chyba dobre określenie. Ostrożnie wyswobodziłem się spod ciężaru ciała monakijki, ostatni raz spoglądając na jej pełne, malinowe usta idealnie współgrające z zaróżowionymi policzkami.
- Niedługo wrócę - szepnąłem wprost do jej ucha. - Nigdzie się beze mnie nie ruszaj.
Powoli wyszedłem z pokoju i cicho zamknąłem drzwi. Nadal trzymając w uścisku metalową klamkę, zacząłem śmiać się pod nosem. Przyjeżdżając tutaj, spodziewałem się dosłownie wszystkiego. Mogła uderzyć mnie w twarz, wyzwać od najgorszych, wyrzucić na zewnątrz żegnając wiązanką nieprzesadnie grzecznych słów. Ale nawet podświadomie nie wierzyłem, że da mi jeszcze jedną szansę. Że pozwoli ponownie uwierzyć w miłość i mocniej zachęci do walki o coś, co było dla mnie tak ważne. O nią samą.
- Hoho, widzę, że ktoś tutaj spał zadziwiająco dobrze.
Ze ściągniętymi brwiami odwróciłem się w stronę rozłożonego na kanapie Lewisa. W dłoni trzymał pilot od płaskiego telewizora zawieszonego na ścianie, drugą zaś ręką obejmował wtuloną w niego, śpiącą Maite.
- Nawet nie wiesz, jak dobrze.
Hamilton zaśmiał się, ponownie zmieniając kanał.
- Myślę, że jednak wiem. - Zachęcił mnie, bym usiadł w fotelu obok, jednak szybko pokręciłem głową. - Śniadanie?
- Później. Najpierw muszę skończyć ze wszystkimi niejasnościami. - Wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon, po czym otworzyłem czystą kartę notatnika. - Znasz może adres pensjonatu, w którym Nico zatrzymał się z Aną? Mam mu do przekazania kilka szczerych, dobrych rad.
- Nie. Ale mogę się założyć, że na odwrocie tabliczki przy kluczu, który Anabelle miała w bluzie, jest chociaż ulica.
Dziękując Bogu za tak korzystny tok wydarzeń, złapałem rzucony przez dwukrotnego mistrza świata przedmiot, po czym bez słowa wyszedłem z apartamentu oznaczonego kilkucyfrowym numerem.


Zaparkowałem. Zgarniając z siedzenia obok dużych rozmiarów torbę, wysiadłem z auta i trzasnąłem drzwiami. Bez ociągania się, stawiałem coraz to kolejne kroki w kierunku wejścia do niedużego pensjonatu. Otwierając drzwi i przepuszczając w nich młodą kobietę z wózkiem, przeżyłem chwilę niepewności. Czy miałem prawo zrobić coś takiego? Przecież Ana nie była nawet moją dziewczyną... Wparowanie do pokoju jej, miejmy nadzieję byłego przyjaciela i zabranie wszystkich należących do niej rzeczy nie było najtrafniejszym pomysłem. Jednakże czy pozwolenie, by uczyniła to samodzielnie, nim było? Zdecydowanie nie. A wspomnienie trzęsących się, delikatnych, kobiecych dłoni i łez spływających po opuchniętych policzkach tylko utwierdziło mnie w owym przekonaniu.
Poprawiając pasek na ramieniu, uśmiechnąłem się do recepcjonistki, pokazując uniesiony klucz. Pokiwała głową, po czym zajęła się standardową, papierkową robotą. Z przyzwyczajenia udałem się do windy. Po chwili dopiero uświadomiłem sobie, że nie wiem, na którym piętrze znajduje się dany pokój i z westchnieniem postawiłem na schody. Uważnie obserwując rosnące numery, wybrałem korytarz opisujący cyferkę z tabliczki, po czym udałem się pod odpowiednie drzwi. Ze ściśniętym gardłem włożyłem w zamek metalowy przedmiot i drżącymi z najróżniejszych obaw palcami przekręciłem go.
Pomieszczenie nie należało do największych, ale nazwanie go małym równało się z błędem. Jasno pomalowane ściany wizualnie poszerzały wnętrze, a ciemne, mahoniowe meble dodawały mu pewnego staromodnego stylu, który prezentował się nad wyraz wykwintnie. W mojej głowie pojawiła się myśl, że właścicielką ośrodka jest zapewne jakaś samotna staruszka wkładająca w to miejsce całe swoje serce. Zaraz jednak odsunąłem ją od siebie, skupiając się na tym, co od początku obrałem za cel. Na zabraniu wszystkich przedmiotów należących do Anabelle.
Niemalże natychmiast moim oczom ukazała się stojąca przy szafie, nierozpakowana walizka. Ostrożnie uniosłem jej wieko. Z wyrazem triumfu po zauważeniu damskich ubrań zapiąłem suwak i postawiłem ją na kauczukowych kółkach.
- Czemu zawdzięczam tą przemiłą wizytę?
Na dźwięk niskiego, lekko zachrypniętego głosu zacisnąłem pięści. Z wyrazem furii wymalowanym na twarzy odwróciłem się w stronę Rosberga, skupiając praktycznie całą uwagę na niezrobieniu mu krzywdy. Nie mogłem pozwolić, by emocje wzięły górę. Musiałem nad sobą panować.
- Przyjechałem wyrównać parę rachunków. - Uśmiechnąłem się kwaśno, kładąc torbę na walizce. - I wytłumaczyć Ci, że całowanie przyjaciółek nie należy do rzeczy normalnych.
Blondyn zaśmiał się gardłowo, krzyżując ręce na piersi.
- Powiedział facet zaliczający seks z laską na jakiejś beznadziejnej imprezie.
- A ty oczywiście musiałeś przekręcić całą historię, by ją do mnie zrazić.
Wzruszył ramionami, sprawiając, że irytacja ogarniająca całe moje ciało jeszcze bardziej wzrosła. Od zawsze łatwo było mnie sprowokować. Czasami zdecydowanie zbyt łatwo.
- Co, od razu do Ciebie przyleciała? - Uniosłem brwi ukazując znajdujące się w owych słowach ziarno prawdy. Jego tęczówki na chwilę rozbłysły falą bólu, paraliżującego cierpienia, sprawiającego mi ogromną przyjemność. Zaraz jednak opanował się, przyjmując wcześniejszą, nieprawdziwą postawę obojętności. - Nieważne. Jest twoja. Ja jej już nie chcę. - Machnął ręką i wymijając mnie, pokonał drogę dzielącą go od stolika z dwoma krzesłami. Wygodnie usiadł na jednym z nich, otwierając niedawno zakupionego laptopa. - Tylko nie zapomnij o kosmetykach. Wszystkie są w torebce na półce pod lustrem.
Uważnie, uprzednio oglądając się przez ramię, wszedłem do łazienki i zgarnąłem przedmioty należące do monakijki. Wrzuciłem je do naszykowanej wcześniej w danym celu, czarnej treningówki, po czym ponownie stanąłem przed Rosbergiem.
- Nie wmawiaj mi, że nigdy ci na niej nie zależało - syknąłem, prowokująco zamykając jego komputer. - Przecież to nieprawda.
Z westchnieniem dodającym mu jeszcze większego, złudnego wyluzowania wstał i spojrzał mi prosto w oczy. Niewyobrażalny wstręt, którym od zawsze darzyłem jego osobę, tylko wezbrał na sile. Miałem ochotę zabrać manatki i uciec możliwie jak najdalej. Musiałem się jednak przekonać, że już nigdy więcej jej nie skrzywdzi. Że nie wejdzie z brudnymi butami w życie Anabelle, jeśli ona sama mu na to nie pozwoli.
- Co ty możesz wiedzieć?! - warknął, zaciskając palce na materiale swojej koszulki. - Przecież zawsze dostawałeś to, czego chciałeś. Nieważne, czy na torze, czy poza nim. Szedłeś do garażu w Red Bullu i cały bolid zmieniali pod ciebie. Mark się nie liczył. - Prychnąłem, ze śmiechem unosząc brwi. Wszyscy tak myśleli, choć nawet nie ocierali się o prawdę. - Przestało ci iść w granatowym kombinezonie, zapłakałeś i z nieba spadł ci kontrakt z Maranello. A teraz jeszcze Ana. Jesteś pieprzonym egoistą, który nie zważa na uczucia innych w dążeniu do obranego celu. Nie widzi ich.
- Już ci to mówiłem i powtórzę raz jeszcze - odparłem głosem emanującym spokojem. Wewnętrznie nie umiałem go zachować. Aż gotowałem się z ogarniającej mnie złości. - Anabelle nie jest żadnym celem. Kocham ją i będę o nią walczył jak o kobietę. Nie jak o trofeum za wygranie wyścigu czy, w dzisiejszych czasach, kontakt z mercedesem.
Rosberg zaśmiał mi się prosto w twarz, rozkładając ramiona. W jego oczach zalśniły łzy bezradności. Coś, czego zdecydowanie nie spodziewałem się ujrzeć.
- Spałeś z nią? - Tym pytaniem na moment zbił mnie z tropu. - Odpowiedz tak, lub nie. Pieprzyłeś się z nią? No, Vettel! Tak, lub nie!
- Nie twoja sprawa - mruknąłem przez zaciśnięte zęby, po czym odwróciłem się. Zacząłem kierować kroki ku drzwiom, zbierając po drodze to, po co w ogóle się tutaj zjawiłem.
- Wiedziałem! - zagrzmiał. - Od zawsze wiedziałem, że Ana to zwykła dziwka!
Wtedy coś we mnie pękło. Odkąd pamiętam powtarzałem sobie, że ignorancja jest podstawą. Powinienem puścić tę uwagę mimo uszu i wyjść. Zostawić go ze swoim popierdolonym umysłem. Samego, bez żywej duszy u boku. Ale nie umiałem. Krew w żyłach zawrzała, na policzkach pojawiły się rumiane smugi. Mocno się zamachując, wbiłem pięć w twarz blondyna bez żadnych, nawet najmniejszych skrupułów.
Po ujrzeniu, jak bezwładnie opada na kolana, trzymając się za obolałe miejsce po prostu wyszedłem z pokoju w poczuciu spełnienia. Może ktoś wreszcie pokazał, gdzie naprawdę znajduje się jego miejsce.

__________
Dam, dam, dam!
Powiem wam, że podczas pisania tego rozdziału miałam wrażenie, jakbym tworzyła coś najgorszego na całym świecie. Ale teraz, po przeczytaniu tego jeszcze raz i co ważniejsze, napisaniu początku trzynastki, stwierdzam, że jednak może być gorzej. Mam nadzieję, że wy również dojdziecie do podobnego wniosku.
A jak po sylwestrowej zabawie? Żyjecie?
Pozdrawiam i całuję, dziękując za wszystkie wspaniałe komentarze, które pojawiły się na tym bloku w minionym roku ♥♥