sobota, 29 sierpnia 2015

Part Two

Ziewając po gwałtownej pobudce zafundowanej przez Jamesa wszedłem do boksów. Starałem się nie myśleć o nadchodzących kwalifikacjach, czekał nas przecież jeszcze trening. Sprawdzenie milionów ustawień, ostateczne potwierdzenie strategii i opanowanie napiętych nerwów przed tym jednym, czystym okrążeniem. Kilku kilometrach, na których nie mogę popełnić żadnego, nawet najmniejszego błędu. Każde zblokowanie kół, wyjechanie poza tor lub zbyt wczesne odpuszczenie gazu może mnie kosztować jedną, o ile nie więcej pozycji w dół, co odbije się także na przebiegu całego wyścigu. Tego się właśnie bałem. Że zawalę.
 Pociągnąłem łyk wody ze stojącej na blacie butelki. Przed rozmową z inżynierem musiałem trochę ochłonąć. Dokładnie się rozbudzić. Przejechałem dłonią po niedogolonej twarzy, po czym odwróciłem się. Wziąłem kombinezon, przywitałem się z pracującymi przy bolidzie mechanikami i wszedłem do małego pomieszczenia, by zmienić ubranie. Wciągnąłem na siebie nogawki, rękawy natomiast od razu przewiązałem w pasie. Palcami przeczesałem włosy pozostawione w kompletnym nieładzie, ukradkowo przejrzałem się jeszcze w lustrze, po czym zwolniłem pokoik. Nigdy do końca nie wiedziałem, jak go nazywać. Był strasznie ciasny, do tego niemalże pusty. Przy dwóch osobach w środku można się było wzajemnie pozabijać. Maurizio większość podopiecznych przestawił na wersję kabina. Kilka razy próbowałem ją podłapać, ale z nieznanych powodów nie udawało mi się to.
Oparłem się o stół z narzędziami w celu przyjrzenia się wykresom z wczorajszych treningów. Jednocześnie rozmasowywałem zdrętwiały po nocy kark. Nic nie utrudniało tak jazdy w samochodzie z ograniczonymi ruchami, jak obolała szyja.
- Zabalowałeś wczoraj, czy jak?
Podskoczyłem ze strachem, gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Z ulgą stwierdziłem, że to Kimi. Nigdy nie był skory do żartów, ale przez swoją cichą naturę potrafił cholernie skutecznie zaskakiwać. Pojawiać się nagle i znikąd.
- Nie mogłem zasnąć. Kręciłem się w łóżku jak głupi bączek, do tego bezskutecznie.
Raikkonen usiadł na blacie, wskazując dłonią miejsce obok. Od razu je zająłem.
- Spokojnie, Rosberg powinien być dzisiaj łatwym orzechem do zgryzienia.
Zmarszczyłem brwi z zaciekawieniem.
- Wiesz coś, o czym nie wiem ja?
Uśmiechnął się cwaniacko, przenosząc wzrok na własne ręce. Zaczynałem się poważnie bać.
- Sam Lewis przyznał, że zabawy w łóżku przed weekendem wyścigowym kończą się dla nas niemalże fatalnie, prawda?
Z nutą goryczy przełknąłem ślinę.
- Jakim cudem?! On?!
- Hej, Seb! Nie zapominaj, Rosberg też jest facetem i ma dokładnie takie same potrzeby, jak my. - Wywróciłem oczami. - Nad ranem wychodził z jej pokoju. Sergio go widział.
Jasne, Perez. Największa papla z całego padoku.
- A ta dziewczyna to...
Przez wiele lat starałem się go polubić. Uciąć cyniczne wyzwiska, zakończyć ten beznadziejny spór i po prostu jakoś się pogodzić. Próbowałem zrozumieć jego problemy. O ile w ogóle takowe posiadał. Poznać go bliżej. Przełamać barierę, zburzyć mur, który on sam między nami postawił. Jednak nie umiałem. Z jakichś powodów Nico darzył mnie tylko i wyłącznie czystą nienawiścią. Tak szczerą, jak moja miłość do Formuły. Dlatego po pewnym czasie zwyczajnie się poddałem.
- Właśnie Sebi, chyba o czymś mi nie powiedziałeś.
Zdziwił mnie tą odpowiedzią.
- Mianowicie?
- Ta dziewczyna stała wczoraj przed boksem Merców w twojej bluzie. - Poczułem, jak serce w mojej piersi nagle przyspieszyło, a gardło zaschło. To nie mogła być Ana... - Jeśli wdacie się w spór o jakąś laskę, to, tak jak obiecałem, strzelę Ci w łeb! Cholera, Vettel! Odbiło Ci?!
Spojrzałem na niego z żalem w oczach.
- No! Czekam na wyjaśnienia!
- Jasne. - Westchnąłem głośno. - Anabelle jest... A raczej była księżniczką Monaco. Praktycznie jej nie znam. Wylałem na nią kawę, chwilę rozmawialiśmy. Zmokła na balkonie podczas treningu, więc dałem jej bluzę. Nic wielkiego. Nie wiedziałem, że to dziewczyna Rosberga.
Między jego brwiami pojawiła się ta złowroga zmarszczka. Towarzyszyła mu zawsze w chwilach odróżniania prawdy od zwykłego kłamstwa.
- Czyli nic was nie łączy?
Pokręciłem głową, delikatnie się uśmiechając.
- Jeśli w moim życiu pojawi się ktoś poza Axelem, będziesz pierwszym, który się o tym dowie.
Axel to rudy, czteromiesięczny Golden Retriver. Zaskrobał sobie moje serce, gdy podczas wizyty w hodowli obsikał nogę Fabiana. Wtedy zrozumiałem, że to pies dla mnie.
- Nie muszę być pierwszy. - Poklepał mnie po ramieniu. - Ale fajnie by było, gdybyś to ty mi o tym powiedział, a nie plotkarz numer jeden.
Kiwnąłem głową z pustym wyrazem twarzy.
- Masz to jak w banku - zapewniłem go. - A teraz sorry, chyba powinienem iść do Rica. Nie jestem pewien, czy podjęliśmy wczoraj jednoznaczną decyzję na temat osiągów w symulacji wyścigu.
Zeskoczyłem na podłogę, spuściłem głowę i nawet się nie oglądając, wyszedłem z boksów. Tysiąc myśli nagle napadło moją głowę. Od czekających na trybunach fanów przez siedzącego przed telewizorem ze zniecierpliwieniem brata po wyobrażenie Anabelle w błękitnej koszulce Merców z wizerunkiem Rosberga. Zacząłem krążyć po chodniku. Bawiłem się palcami, rozwiązywałem i zawiązywałem rękawy kombinezonu w pasie, niekiedy nawet przykładałem czoło do chłodnej ściany budynku. Sam nie wiedziałem, co we mnie wstąpiło.
Aż jedynym, czego zapragnąłem, było wślizgnięcie się do ciasnego bolidu. Pomknięcie nim z zawrotną prędkością przez całą długość austriackiego Red Bull Ringu. Chciałem zapomnieć o presji wywieranej przez zespół, o oczekiwaniach kibiców i cichych szeptach pojawiających się na każdym kroku. Zapomnieć o tym, że Nico ma coś, czego ja od dawna nie miałem. Miłość...
 
***
 
Duchowa wolność towarzysząca mi podczas siedzenia na balkonie umożliwiającym oglądanie widowiska rozgrywającego się na prostej start-meta uświadamiała mi tylko, jak dobrą podjęłam decyzję. Wyjazd z Monaco okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę! Nie zadręczałam się codziennymi problemami znienawidzonego księstwa. Nie włóczyłam się bez celu po pokojach w poszukiwaniu potencjalnie ciekawego zajęcia. Moje myśli nie schodziły cały czas tylko i wyłącznie na jeden temat związany z Nico. Tym, co może robić w danej chwili, jak się czuje i czy również niekiedy zamyka się w pokoju hotelowym by powspominać dawne, szczęśliwe czasy. Odczuwałam radość tu i teraz. Uśmiech momentalnie pojawiający się na twarzy po przemknięciu bolidu nie był fałszywy, wymuszony, ale stuprocentowo szczery. Cieszyłam się mogąc ująć w dłonie chłodną barierkę, usłyszeć podniecający każdego fana Formuły dźwięk jednostek napędowych, czy przytulić się do przyjaciela po zakończonej sesji.
Jednak dzisiaj miałam z grubsza inne plany...
Ostatni raz spojrzałam na tabelę wyników. Skrzywiłam się, widząc numerek przypisany do zawodnika Mercedesa. Mimo całkiem przyzwoitego okrążenia piąty czas, szczególnie w ostatnim treningu, nie wróży niczego dobrego. Przewiesiłam leżącą na krześle torbę przez ramię i przekroczyłam próg szklanych drzwi prowadzących wprost do kafejki. Bez najmniejszego namysłu skierowałam się w stronę wyjścia. Zbiegłam po schodach i skręciłam w lewo. Przez nocne rozterki znałam tę drogę niemalże na pamięć. Stojąc przed siedzibą Ferrari mocno zacisnęłam powieki, biorąc parę głębszych oddechów. Kompletnie nie wiedziałam, co mnie tak bardzo stresowało. Fakt, że Nico w każdej chwili może mnie tutaj zobaczyć i wyciągnąć pochopne wnioski? Świadomość, że za niedługo znów zobaczę te błękitne, gwarantujące szybsze bicie serca, błyszczące się tęczówki?
Wytłumaczeń było wiele. I w każdym tliła się odrobina prawdy.
Delikatnie położyłam dłoń na klamce, jakbym bała się sparzyć. Przejechałam po niej kciukiem tocząc zażartą, wewnętrzną walkę z myślami. Wejść, czy nie wejść? Nacisnąć ją, czy nie? Cholera! Niby co w tym było takiego trudnego?!
A jednak bliżej nieokreślona siła kazała mi zostać na zewnątrz.
Westchnęłam, z rezygnacją się odwracając. Wbijając wzrok w ziemię zaczęłam iść przed siebie nie zważając na powstałe po obfitym deszczu kałuże. Moczyłam buty z pełną premedytacją, przejawem pewnego rodzaju złości na samą siebie. Póki nie odbiłam się od wilgotnej, niesamowicie rozbawionej przeszkody. Zszokowana i trochę wystraszona odskoczyłam na kilka kroków z panicznym piskiem, po czym zażenowana uniosłam głowę i stwierdziłam, że stojący przede mną mężczyzna śmieje się jeszcze bardziej.
- Zastanawiałem się tylko, jak długo będziesz się jeszcze pastwić nad tą klamką - wydusił Sebastian, próbując opanować automatycznie idące w górę kąciki ust. Oczywiście bezskutecznie - Czego taka osoba szuka w boskie, można by rzecz, największego wroga?
Zlustrowałam jego lekko nieogoloną twarz sceptycznym spojrzeniem.
- Mi też bardzo miło Cię widzieć - wypaliłam sarkastycznie.
Ku mojemu zdziwieniu, ponownie się roześmiał.
- Chciałam Ci tylko to oddać.
Wyciągnęłam z torby bluzę Scuderii z repliką jego autografu na ściągaczu i lekko się ociągając, podałam ją właścicielowi.
Sebastian spojrzał na ubranie, po czym przeniósł swój hipnotyzujący wzrok wprost na moją zarumienioną twarz. Przekręcił lekko głowę w geście zastanowienia. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale szczerze mogłam przyznać, że nie odstawałam od grona fanów Formuły zachwycających się jego charyzmą i stylem bycia, od którego nie odchodził wieczny, szeroki uśmiech idealnie pasujący do reklamy najlepszej pasty do zębów.
- Tobie bardziej się przyda. - Zarzucił bluzę na moje ramiona, chwilowo przytrzymując dłoń przy obojczyku. - Zatrzymaj ją, chociażby na pamiątkę. Nico nie musi o niczym wiedzieć, nie chcę psuć waszego związku - dodał widząc moje usta rozchylające się, by zaprzeczyć.
Te słowa wstrząsnęły mną jednak dosadnie.
- Jakiego związku?! - pisnęłam. Po chwili uświadomiłam sobie, jak żałośnie musiało to zabrzmieć. - Jesteśmy przyjaciółmi. Traktuję go jak brata, nic więcej.
Vettel pokiwał głową.
- Ale denerwowanie go takimi błahostkami raczej nie ma żadnego sensu, nie uważasz? Czekają go ciężkie kwalifikacje, później wyścig... Może lepiej niech to zostanie naszą małą tajemnicą.
Nieznacznie uniosłam kąciki ust, choć był to gest niezwykle szczery, prawdziwy.
- Masz rację. I gratuluję kolejnego zwycięskiego treningu!
- Czy to naprawdę powiedziała przyjaciółka Rosberga?! Szkoda, że nie wziąłem kamery.
Ten dobry humor udzielił mi się niemalże automatycznie. Uderzyłam pięścią w jego ramię, co oboje skwitowaliśmy śmiechem.
- Są lepsze okazje do jej użycia.
Zadziornie uniósł brwi, krzyżując ręce na piersi. Czułam się wtedy kompletnie wyluzowana. Uwolniona spod ciężaru trosk, zmartwień, popełnionych w życiu błędów. Pierwszy raz od wyjazdu Nico zapomniałam, co to znaczy presja. Mogłam po prostu żyć, tak, jak żyć chciałam. Robić to, o czym zawsze marzyłam, cieszyć się każdym dniem.
Dostałam coś, czego wcześniej nie miałam. Pozornie prostą rzecz, a jednak dającą tak wielką dozę niepohamowanego szczęścia.
- Jak na przykład...?
Cicho westchnęłam, wywracając oczami niczym zawodowa, teatralna aktorka.
- Jak na przykład pokonanie Mercedesów w kwalifikacjach i stanięcie na pole position w czerwonym bolidzie. No panie Vettel, zbieraj cztery litery i do roboty!
Pokręcił głową z odrobiną niedowierzania wplecioną w każdy, nawet najmniejszy ruch.
- Skoro pani każe, to pan Vettel wykonuje.
Minął mnie, delikatnie zahaczając swoim ramieniem o moje. Słyszałam coraz to kolejne kroki przybliżające go do strefy dla mnie praktycznie niedostępnej. I wcale nie czułam się z tym dobrze.
- Sebastian! - krzyknęłam, odwracając głowę. Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy spojrzał na mnie oczami pokrytymi nieskazitelnie czystym błękitem morskich fal. - Powodzenia - wydusiłam.
Uniósł do góry kciuk, przypominając mi wszystkie wygrane przez niego wyścigi oraz słynny już na cały świat palec wskazujący.
- Nie dziękuję.
Mrugnął jeszcze jedną powieką, po czym zniknął za drzwiami prowadzącymi do boksu.
A mi, trochę zmieszanej dwudziestosześciolatce, nie pozostało nic innego, jak udać się do siedziby nadal nieosiągalnych dla rywali srebrnych strzał.
 
~*~
Tak bardzo lubię ten rozdział. Tyle w nim Seba, haha ♥
Dziękuję Wam też za wszystkie, niezwykle motywujące komentarze!! Jesteście niesamowite, nawet nie wiem, co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że tyle osób będzie czytało opowiadanie o F1.
Do następnego! ;)

niedziela, 23 sierpnia 2015

Part One

Wolność. To była pierwsza myśl przelatująca przez moją głowę, gdy stanęłam na balkonie ośrodka motoryzacyjnego w Spielbergu. Wreszcie byłam szczęśliwa. Bez natrętnego ojca, służby oraz gburowatego pałacu pełnego nieprzyjemnych imprez. Tylko ja, Nico i Formuła. Coś, o czym od dawna marzyłam. Nie istniały ograniczenia, które zabraniały mi wychodzenia na tor, patrzenia na szybkie samochody czy też zakładania koszulek w jakikolwiek sposób związanych z tym pięknym sportem. Dla nich nie liczyłam się ja i moja osobowość. Raczej to, bym nie narobiła im wstydu swoimi nietypowymi zainteresowaniami. Ale już z tym skończyłam.
Spojrzałam na tablicę wyników, po czym delikatnie się uśmiechnęłam. Nico pierwszy. Raikkonen drugi. Verstappen trzeci. Niezłe podium, takiego jeszcze nie było. Z doświadczenia jednak wiedziałam, że wynikami z treningów zbyt mocno kierować się nie powinno, bo później można dostać ostrego oszołomienia czy porażającego rozczarowania. To zależy, w jakim miejscu znajdzie się team, któremu kibicujesz.
Pomachałam przejeżdżającej srebrnej strzale z numerem sześć. Pewnie tego nie widział, ale ten fakt mało mnie w tamtej chwili interesował. Zacisnęłam palce na barierce, po czym zamknęłam oczy i wystawiłam twarz do przyjemnie smagającego wiatru. Chciałam nacieszyć się życiem. Tym, co od niego dostałam. Bo najbliższe minuty, godziny, dni powinny być odwzorowaniem pewnego rodzaju powieści o dziewczynie, która wreszcie zgubiła dręczącą przeszłość, aby móc spełniać własne marzenia. Problem w tym, że gdy uniosłam powieki z szerokim uśmiechem, Nico stracił miano kierowcy z najszybszym czasem. Na jego miejsce wskoczył ktoś, kogo szczerze nienawidził. Facet z cudownym uśmiechem i wspaniałą osobowością przejawiającą się przesadną emocjonalnością. Osoba rozbudzająca we mnie szczerą fascynację, którą nie mogłam podzielić się z najlepszym przyjacielem przez oczywiste wydarzenia. Pewien Niemiec z ekipy Ferrari. Sebastian Vettel.
Potrząsnęłam głową wyobrażając sobie, co musiało dziać się w psychice Rosberga po triumfie jego rodaka w Malezji. Próbowałam się wtedy do niego dodzwonić, ale najwidoczniej nie miał ochoty na rozmowę ze mną, bo każde połączenie traktował naciśnięciem czerwonej słuchawki. Trochę mnie to dotknęło, jednak starałam się używać jak najbanalniejszych wymówek. Zrozumieć go i przestać się tym przejmować. Szczerze? Nie wyszło mi.
Resztę regulaminowego czasu treningu spędziłam na przyglądaniu się mknącym po torze niczym strzały wypuszczone z kuszy bolidom. Doskonale znałam budowę Mercedesów, skupiałam się więc w szczególności na konstrukcjach włoskiego zespołu i Red Bullach będących na domowym obiekcie. Dopiero po wywieszeniu flagi w szachownicę, przemoczona i zziębnięta do granic możliwości, opuściłam balkon. Podeszłam do barku, usiadłam na krześle, po czym zamówiłam zieloną herbatę. Musiałam pozbyć się sinych warg i zarumienionych z chłodu policzków przed spotkaniem Nico. Jego wzrok zabiłby mnie za lekkomyślność objawiającą się brakiem jakiejkolwiek bluzy czy też kurtki w bagażu podręcznym.
Pociągając każdy kolejny łyk z otrzymanego kubka, wpatrywałam się w otaczającą mnie przestrzeń i myślałam nad tym, jak będzie wyglądać moje życie. Bez zahamowań, z przyjacielem u boku. Nie mogłam mimo wszystko powiedzieć, że przekonałam siebie samą co do słuszności podjętej decyzji. Powinno być lepiej, ale czy naprawdę będzie? Nie miałam jednak najmniejszego zamiaru się tym przejmować. Odstawiłam naczynie, przewiesiłam niewielką torbę przez ramię, po czym gwałtownie odwróciłam się w obranym wcześniej kierunku. Wszystko byłoby w tych czynnościach jak najbardziej normalne, gdybym nie poczuła nagłego gorąca w okolicach żeber.
- Rany, przepraszam!
Podniosłam głowę, marszcząc brwi. Połowa kawy z mlekiem zdążyła się już wgryźć w moją jasną koszulkę. Ale zupełnie o tym zapomniałam, gdy zobaczyłam nachylającego się nade mną z miną zbitego psa mężczyznę.
- Nic się nie stało - wydukałam.
Sebastian Vettel. Patrzyłam wprost w błękitne, piekielnie czarujące oczy Sebastiana Vettela.
- Właśnie, że się stało! - odparł, podając mi garść najbliżej stojących serwetek. - Powinienem być bardziej ostrożny.
Zaśmiałam się serdecznie.
- Przecież każdemu może się zdarzyć.
- Niby tak, ale... - Zawahał się, przenosząc wzrok na moje tęczówki. Cholera! Czemu to spojrzenie każdą dziewczynę przyprawiało o szybsze bicie serca?! Było takie głębokie, takie oryginalne. - Zaczynać znajomość od wpadki, jaka beznadzieja.
Złapałam z uśmiechem jego dłonie usilnie próbujące zetrzeć plamę z mojej bluzki.
- Sebastian, spotkaliśmy się już wcześniej.
Z zaskoczeniem zmarszczył czoło, lepiej mi się przyglądając.
- Monaco 2011, podium - spróbowałam odświeżyć mu pamięć.
- Anabelle! - Uśmiechnął się szeroko. - Tylko co księżniczka robi w takim miejscu?
Pokręciłam głową z rezygnacją.
- Już nie jestem księżniczką. - Przyszło mi to z zadziwiającą łatwością. Choć od dawna wiedziałam, że przywiązana do własnego kraju wcale nie byłam. - Z tym tytułem mogłabym co najwyżej poczytać o Formule w lokalnych gazetach.
Niemiec skrzywił się delikatnie. Zaraz jednak na jego twarz powrócił ten charakterystyczny, pogodny wyraz, który zdecydowanie bardziej mi się podobał.
- Nie myślałem, że się tym interesujesz.
Zapadła chwilowa cisza, bowiem nie miałam najmniejszego zamiaru psuć tej konwersacji wzmianką o Nico. Staliśmy naprzeciw wpatrując się w siebie, co wiele osób skrępowałoby do granic możliwości. Ja jednak cieszyłam się tymi sekundami. Zawsze marzyłam, by móc przeżyć coś takiego z każdym mistrzem świata F1, zobaczyć, jacy są naprawdę i w możliwie dużym stopniu ich poznać. Sebastianowi z kolei taki obrót spraw chyba nie bardzo przypadł do gustu.
- A tak poza tym... - zawahał się, kładąc dłoń na moim ramieniu. - Jesteś cała mokra! Przeziębisz się.
Prychnęłam lekceważąco.
- Nie jestem dzieckiem, dam sobie radę.
- Może i dzieckiem nie jesteś, ale nie pozwolę Ci chodzić w przemoczonych ubraniach.
Zdjął swoją czerwoną bluzę z logo Ferrari na piersi, po czym okrył nią moje ciało. Natychmiast poczułam błogie uczucie ciepła rozchodzące się od łopatek w dół, jednak nie mogłam na to pozwolić.
- Seb...
- Żadnych takich sztuczek! - przerwał mi, gdy próbowałam oddać mu już i tak wilgotną część garderoby. - Zaraz załatwię sobie drugą, a ty masz natychmiast iść się przebrać. Jasne?
Pokręciłam głową z uśmiechem. Chcąc nie chcąc, urzekła mnie ta jego troska.
- Uparty jesteś, wiesz?
- Wszyscy mi to mówią. - Poruszył zabawnie brwiami. - A teraz proszę, tam masz łazienkę.
Wskazał palcem za mnie. Podziękowałam mu jeszcze, odwróciłam się i zaczęłam stawiać coraz to kolejne kroki do wyjścia. Nie planowałam jednak zawitać w toalecie. Moim celem została ekipa Mercedesa, choć pojawienie się tam w bluzie kierowcy Ferrari było pewnego rodzaju prowokacją. Ale nie chciałam jej zdejmować. Spodobała mi się. Kolor, wiążąca się z nim historia, mała, wyszyta kopia autografu właściciela na ściągaczu, którą od razu zakryłam dłonią. Nawet ten zapach, będący odwzorowaniem czterokrotnego mistrza świata. Kogoś, z kim dla świętego spokoju nie powinnam rozmawiać.
Stanęłam przed tylnym wejściem do boksów. Powoli rozejrzałam się wokoło nie wiedząc, co właściwie powinnam zrobić. Wyjęłam więc telefon i od razu wysmarowałam sms-a do Nico.
Ana: Jestem na tyłach. Skończyłeś już? ;)
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
Nico: Daj mi pięć minut.
Westchnęłam, chowając komórkę do kieszeni jeansów. Z nudów zaczęłam rozglądać się po okolicy. Nic jednak nie przyciągnęło mojej uwagi na tyle, bym mogła zapomnieć o czekających mnie pytaniach na temat tego, co na siebie włożyłam. A raczej co wcisnął mi Sebastian. Z względów własnego bezpieczeństwa nie mogłam użyć tej wymówki, więc musiałam pomyśleć nad inną, zdecydowanie lepszą. Taką, która nie tylko udobruchałaby mój występek, ale też ukryła fakt, do kogo ta bluza tak naprawdę należała.
- Cześć kochanie!
Podskoczyłam, czując czyjeś dłonie na własnej talii.
- Uwielbiasz mnie straszyć, prawda?
Odwróciłam się i od razu mocno wtuliłam w pierś przyjaciela.
- To moja specjalność od czasów gdy mogłaś mnie nazywać swoim własnym, prywatnym piratem - odparł, przegarniając pasma moich włosów palcami. - A tak w ogóle, to jest coś, o czym nie wiem?
Odsunęłam się, zmarszczyłam brwi z zaciekawieniem, po czym spojrzałam w jego oczy. Momentalnie wskazał na logo Ferrari. Delikatnie zagryzłam wargę, wahając się jeszcze chwilę nad obraniem strategii.
- O to Ci chodzi... - Myśl Ana, myśl!! - Jakiś mechanik w kafejce wylał na mnie kawę. Wcześniej zmokłam na balkonie, bo nie chciałam przegapić treningu, a on był tak miły, że dał mi swoją bluzę.
Kłamstwo. Chociaż... Nie do końca. Zmieniłam tylko jego największego rywala w stawce na pozornego mechanika Scuderii. Może nie zgrzeszyłam aż tak bardzo?
- W porządku. - Wywrócił teatralnie oczami. - Wszyscy są tutaj przesadnie mili.
- Tak, masz rację.
Zdziwiła mnie jego spokojna reakcja na tę wiadomość.
- Ale jutro, w trakcie kwalifikacji będziesz miała na sobie zdecydowanie inne barwy - stwierdził, dumnie wypinając pierś. - Nico Rosberg, kierowca, któremu kibicuje była księżniczka Monaco, najładniejsza i najgenialniejsza przyjaciółka, do tego jedyna dziewczyna na świecie, która umiałaby bez problemów zastąpić mojego inżyniera wyścigowego.
Uderzyłam pięścią w jego ramię.
- Czy ty czasem nie przesadzasz?
Zaśmiał się, kręcąc głową. Zaraz jednak przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Tęskniłem za tobą. Bardzo, bardzo, bardzo!
Tego mi właśnie brakowało. Jego bliskości, zapachu, ciepłych dłoni obejmujących moją talię, słów pocieszenia, braterskiej miłości i szybszego bicia serca, adrenaliny, które zawsze mi przy nim towarzyszyły.
- Ja za tobą też, Nico.


Stanęłam przed lustrem, starannie szczotkując zęby. Zbliżała się północ i po obejrzeniu kilku odcinków kryminalnego serialu, postanowiłam położyć się spać. Wyplułam pastę, przemyłam twarz chłodną wodą, spięłam włosy w luźnego koka, po czym przeszłam do pokoju poprawiając jeszcze trochę za dużą piżamę. Nie do końca wiedziałam, jak teraz będzie wyglądać moje życie. I szczerze mówiąc zaczynał mnie ten fakt lekko dręczyć. Codzienność z Nico u boku może okazać się wcale nie tak trafionym pomysłem, jakim z początku się wydawał. Chodzenie na wyścigi, stanie u jego boku, imprezowanie, cieszenie się ze zwycięstw, wspieranie po porażkach, zagłębianie w tajniki tego pięknego sportu... Te aspekty jak najbardziej mi się podobały. Problem pojawiał się gdzie indziej.
Wzięłam do ręki bluzę Ferrari. Przejechałam palcem najpierw po logo, uśmiechając się na widok czarnego, wierzgającego konia, który od czasów Michaela Schumachera rodził we mnie pewnego rodzaju silne, pozytywne emocje. Później przeniosłam wzrok na napis "Scuderia", aż wreszcie dotarłam do wyszytego autografu właściciela. Uniosłam kąciki ust, oblizując spierzchnięte wargi. To był właśnie problem. Kłótnia między Nico i Sebastianem, który wydawał się naprawdę bardzo fajnym facetem i którego nie miałam zamiaru odstawiać na bok przez ich spór. Znając jednak Rosberga, nie będzie w stanie tego zaakceptować. A wtedy to między nami może zrobić się nieciekawie...
- Ana? - Doszło mnie ciche pukanie do drzwi. - To ja, Nico. Otworzysz?
Spanikowana wrzuciłam bluzę do torby stojącej przy szafce. Przeczesałam włosy palcami, po czym ruszyłam do drzwi. No pięknie! Wyszłam z jednego bagna i zaraz wpakowałam się w drugie.
Pociągnęłam za klamkę, starając się wyrzucić z głowy wszelkie wątpliwości. Co ma być, to będzie.
- Trochę Cię dzisiaj zaniedbałem - stwierdził Niemiec. Od pięciu godzin siedział na zebraniu Mercedesa, omawiając jakieś ściśle tajne sprawy. - Ale co powiesz na jedną rundkę? Albo dwie?
Zaśmiałam się, kiedy wyciągnął zza pleców najnowszą wersję Fify.
- Dobrze wiesz, że nigdy nie umiałam w to grać.
Wpuściłam go do środka z o wiele lepszym humorem. 
- Dam Ci fory, obiecuję - odparł, siadając na zadziwiająco dużym łóżku.
- A i tak znów przegram dwucyfrowym wynikiem. To raczej nie dla mnie.
Spuścił głowę lekko zrezygnowany.
- W takim razie co chcesz robić?
- Myślę, że mam lepszą grę. - Z miną, która, jak miałam nadzieję, wyglądała na tajemniczą, sięgnęłam do walizki. Wyjęłam pudełko, przyjrzałam mu się, po czym pokazałam Nico. - Chyba lepsza, nie uważasz?
- F1 2014? - Uśmiechnął się cwaniacko. - Nie myślałem, że ją masz.
- Jedyna rzecz związana z Formułą, którą tata pozwalał mi robić - westchnęłam, siadając naprzeciwko. - Czyli gramy?
- Ja sobą!
Prychnęłam, włączając telewizor i konsolę. 
- Zadziwiający wybór. - Skwitowałam to delikatnym uśmiechem. - W takim razie ja będę...
- Polecam Verstappena. Młody ma talent.
- Jasne, ty pojedziesz zawodnikiem, który siedzi w tym od dawna i ma status bardzo dobrego, a ja się będę tłuc debiutantem. Spadaj! Wybieram Vettela.
Spojrzał na mnie spode łba, nieznacznie marszcząc czoło.
- Bluza Ferrari, granie Sebastianem... Zaczynasz mi się porządnie staczać!
Zrobiłam to z premedytacją. Chciałam się przekonać, czy gdybym normalnie gadała z Vettelem, Hulkenbergiem, Alonso, Hamiltonem czy innymi zawodnikami, za którymi on nie przepada, wybuchłaby wielka afera.
- Nie narzekaj, przynajmniej będzie zacięta walka. - Chyba tego nie kupił. - Okej, w takim razie biorę Fernando. Ewentualnie Felipe.
- Dobra, jedź Sebem i nie marudź.
Uśmiechnęłam się cwaniacko.
- Wygram!
- Dobre żarty!
Tego mi właśnie brakowało. Jego bliskości i radości. Przytuleń bez podtekstów, wspólnego spędzania czasu, ciągłego przekomarzania się o mało istotne sprawy. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że wszystkie moje wątpliwości, obawy powinny pójść spacerem do kosza. Przesadzałam. Niepotrzebnie wybiegałam w przyszłość. Jedna rozmowa z czterokrotnym mistrzem świata nie oznaczała od razu wielkiej znajomości. A dla przyjaźni z Nico bez problemu powinnam być w stanie trzymać się daleko od połowy stawki, z którą ma na pieńku. Bo ona jest jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna. Cieszę się, że mogę mieć kogoś takiego przy sobie.
 
~*~
Samo opowiadanie bardzo lubię, ale ten rozdział średnio przypadł mi do gustu. Widzę w nim same niedociągnięcia, niestety. Czekam jednak na wasze opinie, liczące się dla mnie tysiąc razy bardziej, niż moja własna. Dziękuję za komentarze pod prologiem i mam nadzieję, że was nie zawiodę ;*

niedziela, 16 sierpnia 2015

Introduction

Zawsze byłam córeczką tatusia. A przynajmniej on tak o mnie myślał. Znudzona do granic możliwości siedziałam zamknięta w pokoju i oglądałam bajki lub słuchałam historyjek na temat starych, królewskich rodów. Nienawidziłam tego. Nie znosiłam własnego życia, bo to nie ja o nim decydowałam. Mogłam jedynie przyglądać się zza grubych okiennic, jak rozweselone dzieci biegają w monakijskim parku ciesząc się wolnością. Ja nigdy jej nie miałam. Marzyłam o księciu na białym koniu, który wybawiłby mnie z opałów. Wziął na ręce, pocałował i oznajmił ojcu, że tak być nie powinno. Że zasługuję na normalną codzienność, bo przecież i tak nie kandyduję do tronu. A nawet jakby... Byłam dzieckiem. Nic nie rozumiałam i rozumieć nie chciałam. Dlaczego więc sześciolatka różniąca się od innych jedynie tytułem nie może swobodnie utrzymywać kontaktu z rówieśnikami? Tarzać się w błocie, poznawać świata na zasadzie prób i błędów? 
Bo nie. Taką zawsze słyszałam odpowiedź.
To była moja nudna, niezwykle żałosna codzienność. 
Do czasu, gdy na tej pozornie bezproblemowej drodze stanął pewien zakochany w motoryzacji dziesięciolatek. 
Nico. Nico Rosberg. Dziś prawie wszyscy znają to nazwisko. Dziś budzi radość i entuzjazm. Niekiedy irytację i złość. Nie każdy go lubi, ale większość zdaje sobie sprawę z talentu, jakim obdarzył go los. Z talentu do ścigania. 
Wtedy był chłopcem z amatorskiego, juniorskiego kartingu. Tata dopuszczał go do mnie tylko przez wzgląd na jego ojca - ponoć dobrego kumpla rodziny. Nikogo innego nie znałam. Z nikim innym zadawać się nie mogłam. Dlatego z wdzięcznością przyjęłam jego charyzmę i ambitność. Staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi, których nie sposób było rozdzielić krzyczącą pokojówką, natrętną nianią czy wreszcie obrazami z kamer. Dla niego uciekałam przez okna. Łaziłam po dachach i w ukryciu oglądałam wyścigi Formuły. Chciałam mu zaimponować. Pokazać, że też wiem, kto to jest Michael Schumacher i jak wielką smykałkę do trzymania kierownicy ma w żyłach. Aż sama się w tym zakochałam. Nim zdążyłam zorientować się we wszystkich zasadach, siedziałam w weekendy przed telewizorem nie dla Nico, ale dla siebie. Dla zaspokojenia własnej chęci połknięcia każdej, nawet najmniejszej informacji dotyczącej Królowej Sportów Motorowych. 
Te lata minęły szybciej, niż miesiąc siedzenia bezczynnie w pokoju. I Nico zaczął jeździć z Formułą po świecie. Wiedziałam, że spełniał swoje marzenie. Robił to, co kochał najbardziej. Jednocześnie utrzymywał ze mną normalny kontakt, choć tak naprawdę zostałam sama. Milion razy próbowałam namówić tatę na taki wyjazd. Na pozwolenie robienia tego, co robić chciałam. Pokazywać się na każdym wyścigu, nieważne, czy w Hiszpanii, Brazylii, czy też w Autralii i dopingować całym sercem jedyną osobę w moim życiu, której straty nie potrafiłam sobie wyobrazić. Chłopaka, który zastępował mi dosłownie każdego członka rodziny. Wspierał mnie, pocieszał, wierzył. A ja nie potrafiłam wyswobodzić się z objęć tego piekielnego księstwa, w którym uwięził mnie jego władca. Mój własny ojciec z przymusu zabierający mnie na miejscową rundę Formuły. Raz tylko pozwolił mi wręczyć puchar. Do rąk Sebastiana Vettela. Zawodnika, który zawsze budził we mnie fascynację, choć nie mogłam tego okazać.
Wtedy właśnie byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Stojąc na podium razem z trzema wielkimi - Niemcem, Anglikiem i Austriakiem. Zadowolona. Roześmiana. Radosna. 
Szkoda, że tata tego nie widział.
I dopiero gdy mu się postawiłam, mogłam wyjechać w podróż z Formułą. 
Teraz. Po tylu latach kariery, wreszcie będę z Nico za każdym razem, gdy przekroczy linię mety. 
Nie obchodzi mnie obrażony książę, nowe rodzeństwo i całe Monaco, które się na mnie wypięło. Będę robiła to, co od dawna kocham najbardziej. Bez czyjegoś oddechu na karku i martwienia się, że źle trzymam widelec na kolacji u wielkiego arystokraty.
Wolę być zwykłym kibicem Formuły, niż uwięzioną w wierzy księżniczką. 
 
~*~
Wiem, że pewnie stworzyłam kolejne opowiadanie, którego nikt nie będzie czytał. Ale trudno! O Sebie napisać musiałam. Kiedyś to sobie obiecałam, a że ja obietnicy dotrzymuję, to... Witam was na nowym blogu o wspaniałym człowieku! ;)
Teraz pozostaje mi tylko czekać na pierwsze opinie i podziękować wszystkim, którzy przebrnęli przez prolog. To wiele dla mnie znaczy ;*