Ziewając po gwałtownej pobudce zafundowanej przez Jamesa wszedłem do boksów. Starałem się nie myśleć o nadchodzących kwalifikacjach, czekał nas przecież jeszcze trening. Sprawdzenie milionów ustawień, ostateczne potwierdzenie strategii i opanowanie napiętych nerwów przed tym jednym, czystym okrążeniem. Kilku kilometrach, na których nie mogę popełnić żadnego, nawet najmniejszego błędu. Każde zblokowanie kół, wyjechanie poza tor lub zbyt wczesne odpuszczenie gazu może mnie kosztować jedną, o ile nie więcej pozycji w dół, co odbije się także na przebiegu całego wyścigu. Tego się właśnie bałem. Że zawalę.
Pociągnąłem łyk wody ze stojącej na blacie butelki. Przed rozmową z inżynierem musiałem trochę ochłonąć. Dokładnie się rozbudzić. Przejechałem dłonią po niedogolonej twarzy, po czym odwróciłem się. Wziąłem kombinezon, przywitałem się z pracującymi przy bolidzie mechanikami i wszedłem do małego pomieszczenia, by zmienić ubranie. Wciągnąłem na siebie nogawki, rękawy natomiast od razu przewiązałem w pasie. Palcami przeczesałem włosy pozostawione w kompletnym nieładzie, ukradkowo przejrzałem się jeszcze w lustrze, po czym zwolniłem pokoik. Nigdy do końca nie wiedziałem, jak go nazywać. Był strasznie ciasny, do tego niemalże pusty. Przy dwóch osobach w środku można się było wzajemnie pozabijać. Maurizio większość podopiecznych przestawił na wersję kabina. Kilka razy próbowałem ją podłapać, ale z nieznanych powodów nie udawało mi się to.
Oparłem się o stół z narzędziami w celu przyjrzenia się wykresom z wczorajszych treningów. Jednocześnie rozmasowywałem zdrętwiały po nocy kark. Nic nie utrudniało tak jazdy w samochodzie z ograniczonymi ruchami, jak obolała szyja.
- Zabalowałeś wczoraj, czy jak?
Podskoczyłem ze strachem, gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Z ulgą stwierdziłem, że to Kimi. Nigdy nie był skory do żartów, ale przez swoją cichą naturę potrafił cholernie skutecznie zaskakiwać. Pojawiać się nagle i znikąd.
- Nie mogłem zasnąć. Kręciłem się w łóżku jak głupi bączek, do tego bezskutecznie.
Raikkonen usiadł na blacie, wskazując dłonią miejsce obok. Od razu je zająłem.
- Spokojnie, Rosberg powinien być dzisiaj łatwym orzechem do zgryzienia.
Zmarszczyłem brwi z zaciekawieniem.
- Wiesz coś, o czym nie wiem ja?
Uśmiechnął się cwaniacko, przenosząc wzrok na własne ręce. Zaczynałem się poważnie bać.
- Sam Lewis przyznał, że zabawy w łóżku przed weekendem wyścigowym kończą się dla nas niemalże fatalnie, prawda?
Z nutą goryczy przełknąłem ślinę.
- Jakim cudem?! On?!
- Hej, Seb! Nie zapominaj, Rosberg też jest facetem i ma dokładnie takie same potrzeby, jak my. - Wywróciłem oczami. - Nad ranem wychodził z jej pokoju. Sergio go widział.
Jasne, Perez. Największa papla z całego padoku.
- A ta dziewczyna to...
Przez wiele lat starałem się go polubić. Uciąć cyniczne wyzwiska, zakończyć ten beznadziejny spór i po prostu jakoś się pogodzić. Próbowałem zrozumieć jego problemy. O ile w ogóle takowe posiadał. Poznać go bliżej. Przełamać barierę, zburzyć mur, który on sam między nami postawił. Jednak nie umiałem. Z jakichś powodów Nico darzył mnie tylko i wyłącznie czystą nienawiścią. Tak szczerą, jak moja miłość do Formuły. Dlatego po pewnym czasie zwyczajnie się poddałem.
- Właśnie Sebi, chyba o czymś mi nie powiedziałeś.
Zdziwił mnie tą odpowiedzią.
- Mianowicie?
- Ta dziewczyna stała wczoraj przed boksem Merców w twojej bluzie. - Poczułem, jak serce w mojej piersi nagle przyspieszyło, a gardło zaschło. To nie mogła być Ana... - Jeśli wdacie się w spór o jakąś laskę, to, tak jak obiecałem, strzelę Ci w łeb! Cholera, Vettel! Odbiło Ci?!
Spojrzałem na niego z żalem w oczach.
- No! Czekam na wyjaśnienia!
- Jasne. - Westchnąłem głośno. - Anabelle jest... A raczej była księżniczką Monaco. Praktycznie jej nie znam. Wylałem na nią kawę, chwilę rozmawialiśmy. Zmokła na balkonie podczas treningu, więc dałem jej bluzę. Nic wielkiego. Nie wiedziałem, że to dziewczyna Rosberga.
Między jego brwiami pojawiła się ta złowroga zmarszczka. Towarzyszyła mu zawsze w chwilach odróżniania prawdy od zwykłego kłamstwa.
- Czyli nic was nie łączy?
Pokręciłem głową, delikatnie się uśmiechając.
- Jeśli w moim życiu pojawi się ktoś poza Axelem, będziesz pierwszym, który się o tym dowie.
Axel to rudy, czteromiesięczny Golden Retriver. Zaskrobał sobie moje serce, gdy podczas wizyty w hodowli obsikał nogę Fabiana. Wtedy zrozumiałem, że to pies dla mnie.
- Nie muszę być pierwszy. - Poklepał mnie po ramieniu. - Ale fajnie by było, gdybyś to ty mi o tym powiedział, a nie plotkarz numer jeden.
Kiwnąłem głową z pustym wyrazem twarzy.
- Masz to jak w banku - zapewniłem go. - A teraz sorry, chyba powinienem iść do Rica. Nie jestem pewien, czy podjęliśmy wczoraj jednoznaczną decyzję na temat osiągów w symulacji wyścigu.
Zeskoczyłem na podłogę, spuściłem głowę i nawet się nie oglądając, wyszedłem z boksów. Tysiąc myśli nagle napadło moją głowę. Od czekających na trybunach fanów przez siedzącego przed telewizorem ze zniecierpliwieniem brata po wyobrażenie Anabelle w błękitnej koszulce Merców z wizerunkiem Rosberga. Zacząłem krążyć po chodniku. Bawiłem się palcami, rozwiązywałem i zawiązywałem rękawy kombinezonu w pasie, niekiedy nawet przykładałem czoło do chłodnej ściany budynku. Sam nie wiedziałem, co we mnie wstąpiło.
Aż jedynym, czego zapragnąłem, było wślizgnięcie się do ciasnego bolidu. Pomknięcie nim z zawrotną prędkością przez całą długość austriackiego Red Bull Ringu. Chciałem zapomnieć o presji wywieranej przez zespół, o oczekiwaniach kibiców i cichych szeptach pojawiających się na każdym kroku. Zapomnieć o tym, że Nico ma coś, czego ja od dawna nie miałem. Miłość...
***
Duchowa wolność towarzysząca mi podczas siedzenia na balkonie umożliwiającym oglądanie widowiska rozgrywającego się na prostej start-meta uświadamiała mi tylko, jak dobrą podjęłam decyzję. Wyjazd z Monaco okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę! Nie zadręczałam się codziennymi problemami znienawidzonego księstwa. Nie włóczyłam się bez celu po pokojach w poszukiwaniu potencjalnie ciekawego zajęcia. Moje myśli nie schodziły cały czas tylko i wyłącznie na jeden temat związany z Nico. Tym, co może robić w danej chwili, jak się czuje i czy również niekiedy zamyka się w pokoju hotelowym by powspominać dawne, szczęśliwe czasy. Odczuwałam radość tu i teraz. Uśmiech momentalnie pojawiający się na twarzy po przemknięciu bolidu nie był fałszywy, wymuszony, ale stuprocentowo szczery. Cieszyłam się mogąc ująć w dłonie chłodną barierkę, usłyszeć podniecający każdego fana Formuły dźwięk jednostek napędowych, czy przytulić się do przyjaciela po zakończonej sesji.
Jednak dzisiaj miałam z grubsza inne plany...
Ostatni raz spojrzałam na tabelę wyników. Skrzywiłam się, widząc numerek przypisany do zawodnika Mercedesa. Mimo całkiem przyzwoitego okrążenia piąty czas, szczególnie w ostatnim treningu, nie wróży niczego dobrego. Przewiesiłam leżącą na krześle torbę przez ramię i przekroczyłam próg szklanych drzwi prowadzących wprost do kafejki. Bez najmniejszego namysłu skierowałam się w stronę wyjścia. Zbiegłam po schodach i skręciłam w lewo. Przez nocne rozterki znałam tę drogę niemalże na pamięć. Stojąc przed siedzibą Ferrari mocno zacisnęłam powieki, biorąc parę głębszych oddechów. Kompletnie nie wiedziałam, co mnie tak bardzo stresowało. Fakt, że Nico w każdej chwili może mnie tutaj zobaczyć i wyciągnąć pochopne wnioski? Świadomość, że za niedługo znów zobaczę te błękitne, gwarantujące szybsze bicie serca, błyszczące się tęczówki?
Wytłumaczeń było wiele. I w każdym tliła się odrobina prawdy.
Delikatnie położyłam dłoń na klamce, jakbym bała się sparzyć. Przejechałam po niej kciukiem tocząc zażartą, wewnętrzną walkę z myślami. Wejść, czy nie wejść? Nacisnąć ją, czy nie? Cholera! Niby co w tym było takiego trudnego?!
A jednak bliżej nieokreślona siła kazała mi zostać na zewnątrz.
Westchnęłam, z rezygnacją się odwracając. Wbijając wzrok w ziemię zaczęłam iść przed siebie nie zważając na powstałe po obfitym deszczu kałuże. Moczyłam buty z pełną premedytacją, przejawem pewnego rodzaju złości na samą siebie. Póki nie odbiłam się od wilgotnej, niesamowicie rozbawionej przeszkody. Zszokowana i trochę wystraszona odskoczyłam na kilka kroków z panicznym piskiem, po czym zażenowana uniosłam głowę i stwierdziłam, że stojący przede mną mężczyzna śmieje się jeszcze bardziej.
- Zastanawiałem się tylko, jak długo będziesz się jeszcze pastwić nad tą klamką - wydusił Sebastian, próbując opanować automatycznie idące w górę kąciki ust. Oczywiście bezskutecznie - Czego taka osoba szuka w boskie, można by rzecz, największego wroga?
Zlustrowałam jego lekko nieogoloną twarz sceptycznym spojrzeniem.
- Mi też bardzo miło Cię widzieć - wypaliłam sarkastycznie.
Ku mojemu zdziwieniu, ponownie się roześmiał.
- Chciałam Ci tylko to oddać.
Wyciągnęłam z torby bluzę Scuderii z repliką jego autografu na ściągaczu i lekko się ociągając, podałam ją właścicielowi.
Sebastian spojrzał na ubranie, po czym przeniósł swój hipnotyzujący wzrok wprost na moją zarumienioną twarz. Przekręcił lekko głowę w geście zastanowienia. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale szczerze mogłam przyznać, że nie odstawałam od grona fanów Formuły zachwycających się jego charyzmą i stylem bycia, od którego nie odchodził wieczny, szeroki uśmiech idealnie pasujący do reklamy najlepszej pasty do zębów.
- Tobie bardziej się przyda. - Zarzucił bluzę na moje ramiona, chwilowo przytrzymując dłoń przy obojczyku. - Zatrzymaj ją, chociażby na pamiątkę. Nico nie musi o niczym wiedzieć, nie chcę psuć waszego związku - dodał widząc moje usta rozchylające się, by zaprzeczyć.
Te słowa wstrząsnęły mną jednak dosadnie.
- Jakiego związku?! - pisnęłam. Po chwili uświadomiłam sobie, jak żałośnie musiało to zabrzmieć. - Jesteśmy przyjaciółmi. Traktuję go jak brata, nic więcej.
Vettel pokiwał głową.
- Ale denerwowanie go takimi błahostkami raczej nie ma żadnego sensu, nie uważasz? Czekają go ciężkie kwalifikacje, później wyścig... Może lepiej niech to zostanie naszą małą tajemnicą.
Nieznacznie uniosłam kąciki ust, choć był to gest niezwykle szczery, prawdziwy.
- Masz rację. I gratuluję kolejnego zwycięskiego treningu!
- Czy to naprawdę powiedziała przyjaciółka Rosberga?! Szkoda, że nie wziąłem kamery.
Ten dobry humor udzielił mi się niemalże automatycznie. Uderzyłam pięścią w jego ramię, co oboje skwitowaliśmy śmiechem.
- Są lepsze okazje do jej użycia.
Zadziornie uniósł brwi, krzyżując ręce na piersi. Czułam się wtedy kompletnie wyluzowana. Uwolniona spod ciężaru trosk, zmartwień, popełnionych w życiu błędów. Pierwszy raz od wyjazdu Nico zapomniałam, co to znaczy presja. Mogłam po prostu żyć, tak, jak żyć chciałam. Robić to, o czym zawsze marzyłam, cieszyć się każdym dniem.
Dostałam coś, czego wcześniej nie miałam. Pozornie prostą rzecz, a jednak dającą tak wielką dozę niepohamowanego szczęścia.
- Jak na przykład...?
Cicho westchnęłam, wywracając oczami niczym zawodowa, teatralna aktorka.
- Jak na przykład pokonanie Mercedesów w kwalifikacjach i stanięcie na pole position w czerwonym bolidzie. No panie Vettel, zbieraj cztery litery i do roboty!
Pokręcił głową z odrobiną niedowierzania wplecioną w każdy, nawet najmniejszy ruch.
- Skoro pani każe, to pan Vettel wykonuje.
Minął mnie, delikatnie zahaczając swoim ramieniem o moje. Słyszałam coraz to kolejne kroki przybliżające go do strefy dla mnie praktycznie niedostępnej. I wcale nie czułam się z tym dobrze.
- Sebastian! - krzyknęłam, odwracając głowę. Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy spojrzał na mnie oczami pokrytymi nieskazitelnie czystym błękitem morskich fal. - Powodzenia - wydusiłam.
Uniósł do góry kciuk, przypominając mi wszystkie wygrane przez niego wyścigi oraz słynny już na cały świat palec wskazujący.
- Nie dziękuję.
Mrugnął jeszcze jedną powieką, po czym zniknął za drzwiami prowadzącymi do boksu.
A mi, trochę zmieszanej dwudziestosześciolatce, nie pozostało nic innego, jak udać się do siedziby nadal nieosiągalnych dla rywali srebrnych strzał.
~*~