niedziela, 13 grudnia 2015

Part Ten

Właśnie przebrnęłam przez najgorszy dzień w życiu.
Mogłam powtarzać to zdanie całymi godzinami, wspominając wydarzenia ostatniego tygodnia sprowadzające się do zwieńczenia chwilą jeszcze bardziej okropną i niezwykle drastyczną, ale czy posiadało to jakikolwiek sens? Przecież dzięki temu nie uda mi się podnieść z wilgotnej ławki, szepnąć, że wszystko się jakoś ułoży i z impetem ruszyć do przodu ku nowej, lepszej przyszłości. Nikogo tu nie znałam. Nie rysowały się przede mną żadne pozytywne perspektywy. Zostałam sama, zdana jedynie na własne umiejętności i wyczucie, które nie raz potrafiło zawieść. Powoli zaczynałam nawet żałować decyzji o postawieniu się ojcu i wyjechaniu z Nico. Poznania Sebastiana...
Cholera! Czemu to wszystko było tak piekielnie skomplikowane?!
Słone łzy spływające po moich policzkach zaczęły mieszać się z chłodnymi kroplami deszczu. Kiedyś, w nawet najgorszych momentach potrafiłam znaleźć w sobie krztynę odwagi, by zadzwonić do przyjaciela, poprosić go o spotkanie, znaleźć w jego ramionach choć odrobinę pocieszenia. A teraz... Teraz zawiódł mnie nawet on. I razem z odejściem Rosberga zaczęło rozmywać się całe moje dotychczasowe życie. Czułam się niczym uwięziona w kokonie gąsienica, pragnąca rozwinąć skrzydła, by stać się pięknym motylem. Problem w tym, że sama nie umiałam zmusić się do przebicia przeklętego kokonu, zamykającego wszystkie możliwe drogi ucieczki od ogarniającego mnie, przewlekłego cierpienia. Czy ta farsa miała się kiedyś w ogóle skończyć?
Zacisnęłam mocno powieki, starając się opanować spazmatyczne napady histerii. Bez skutku. Każde bicie serca wbijało się w moją klatkę piersiową niczym tępy sztylet, każdy kolejny wzięty oddech sprawiał, że moje płuca pękały z bólu. Denerwowało mnie otoczenie, wszystko, co znajdowało się w promieniu kilku metrów, więdnące pod naporem lejącej się z nieba wody kwiaty, szeleszczące na wietrze liście rosnących nieopodal drzew, przechodnie wlepiający swój ciekawski wzrok w moją zmasakrowaną posturę. Miałam ochotę wydłubać sobie oczy, by już nigdy więcej nie płakać, pozbyć się mózgu, by nie musieć myśleć o dręczących mnie nieustannie problemach. Przestać zwracać na siebie uwagę każdego brnącego do domu alejkami parku człowieka.
Wzięłam parę urywanych oddechów, dławiąc się mieszaniną różnorakiej cieczy. W głowie przywołałam obraz uśmiechniętego Sebastiana okrywającego moje ramiona krwistoczerwoną bluzą pachnącą tak dobrze znanymi mi już perfumami. Jego zadziwiającej troski malującej się w szarobłękitnych tęczówkach i delikatności ujawniającej się z każdym wykonanym przez niego ruchem. Brakowało mi tego. Naszych niezobowiązujących uśmiechów wymienianych przy każdym spotkaniu. Błahych słów wypowiadanych podczas nawet najgłupszych rozmów. Ciepła jego ciała uspakajającego mnie niemalże automatycznie.
Potrzebowałam go. I właśnie dlatego, w przypływie odwagi wyjęłam z kieszeni jeansów telefon, w duszy dziękując losowi za wodoodporny model, by wykręcić pospiesznie znany mi doskonale numer. A kiedy miałam nacisnąć zieloną słuchawkę, coś mnie nagle przyblokowało.
Nie umiałam. Nie mogłam. Nie... chciałam?
Pokręciłam głową, desperacko przeglądając listę kontaktów. Przecież nie utknę w tym miejscu, bezradna i bezsilna. Musiałam coś zrobić. Pytanie tylko, co?
Zacisnęłam zęby, niezgrabnie przykładając komórkę do ucha. Na dźwięk pierwszego sygnału podskoczyłam gwałtownie, starając się opanować rosnące wewnątrz napięcie. Nie byłam pewna, czy po raptem kilku chwilach znajomości mogłam ją prosić o taką przysługę.
- Tak? - rozbrzmiał w słuchawce dość niski głos.
Przełknęłam ślinę w celu zniwelowania zapychającej gardło guli, jednocześnie zbierając w głowie odpowiednie słowa.
- Maite, mam sprawę...
- Lewis. - Szerzej otworzyłam oczy. Cholera! - Mam na imię Lewis - zaśmiał się.
- Przepraszam, nie wiedziałam... To znaczy...
- Spokojnie. - W słuchawce zapadła chwilowa cisza. Na szczęście tylko chwilowa. - Coś się stało? Płakałaś, czy mi się wydaje?
Zacisnęłam dłoń na drewnianej belce, delikatnie nachylając się do przodu. Musiałam podjąć szybką decyzję dotyczącą ewentualnej wersji wydarzeń, jaką mu zaraz przedstawię.
- Tak, ale to nie rozmowa na telefon - wydusiłam. - Jesteście w Milton?
- Od wczoraj. Ana...
- Powiesz mi, jak dotrzeć do hotelu? Chyba się zgubiłam.
Nie miałam najmniejszej ochoty na składanie wyjaśnień. A już na pewno nie przed osobą, z którą rozmawiałam pierwszy raz w życiu.
- Gdzie jesteś?
No tak! Na moich policzkach wyrosły krwiste rumieńce ukazujące poziom zawstydzenia własną głupotą.
- W parku, niedaleko stadionu Donsów. - Zmarszczyłam czoło, uważnie rozglądając się w poszukiwaniu jakichś charakterystycznych znaków. - A przynajmniej wydaje mi się, że niedaleko.
Zrezygnowana pokręciłam głową, czując, jak z bezsilności po moich policzkach spływają kolejne łzy. Tak bardzo chciałam móc się do niego przytulić. Oprzeć głowę o ramię, wziąć głęboki wdech i zapomnieć o wszystkich trapiących mnie zmartwieniach. Tyle bym za to oddała. Za Sebastiana. Za dawnego Nico wyciągającego do mnie pomocną dłoń nawet w najbanalniejszych do rozwiązania sytuacjiach.
- Poczekaj tam na mnie, zaraz będę.
Nim zdążyłam otworzyć buzię, by zaprzeczyć i zapewnić, że przecież dam sobie radę sama, połączenie zostało przerwane, ponownie zostawiając mnie na pastwę losu z ciężkimi do wypędzenia wspomnieniami.

***

Spośród wszystkich wymyślonych przez człowieka sposobów masochizmu, najgorszym jest miłość. Cierpimy przez osoby, dla których bylibyśmy w stanie zrobić wszystko. A które nawet w najmniejszym stopniu naszego uczucia nie odwzajemniają. Cicho wypłakujemy się w samotności, oszukując samych siebie, że chcemy zapomnieć, choć tak naprawdę pragniemy czegoś zupełnie odmiennego. Bliskości. Bliskości człowieka, który wywrócił wszystko do góry nogami, zamiótł nasze uczucia pod cholerny dywan i porzucił tak, jakby nigdy mu na tym nie zależało.
Pokręciłem głową, kreśląc kolejne niezgrabne kreski w topornym notatniku. Nic mi ostatnio nie wychodziło. Choćbym nie wiem jak bardzo próbował, nie umiałem wyrzucić jej subtelnej postaci uśmiechającej się w tak delikatny i cudowny sposób z głowy. Na myśl o zgrabnej sylwetce wtulającej się w moją pierś wszystko jakby automatycznie unosiło się we mnie, jednocześnie przyspieszając bieg zmasakrowanego serca. Potrzebowałem jej. Musiałem znaleźć w sobie odrobinę odwagi i zawalczyć, choć stałem na z góry przegranej pozycji. Nie mogłem zostawić tego tak, jak ostatnio. Albo co gorsza popełnić błędu z przeszłości, który odbijał się teraz na relacji z Anabelle.
Z głośnym westchnieniem odłożyłem długopis. Gwałtownie zamrugałem powiekami, starając się spędzić z nich nawiedzający mnie sen. Wiedziałem bowiem, że ilekroć położę się do łóżka, nie będę mógł zasnąć przez napad wspomnień i beznadziejnie natarczywych myśli. Czegoś, co od tygodnia nieustannie towarzyszy mi w podróży zwanej życiem.
Wstałem, zgarnąłem z parapetu telefon, po czym wygodnie usadowiłem się pod ścianą. Pieczołowicie zacząłem przeglądać media społecznościowe, czując w gardle sporych rozmiarów gulę. I choć próbowałem, niczym nie mogłem jej zniwelować. Całą siłę woli kierowałem ku pominięciu kont związanych z Rosbergiem. Ale nie umiałem. Po kilku minutach, pełen nadziei na jakiś głupi cud wpisałem w wyszukiwarkę jego nazwisko. A gdy moim oczom ukazała się sztywno uśmiechnięta Anabelle na tle stadionu piłkarskiej drużyny z Milton Keynes, świat jakby stanął w miejscu. Kolejne fale tępego bólu przeszyły moje ciało, uświadamiając wiele niepotrzebnych faktów. A co, jeśli ona z nim będzie? Jeśli któregoś dnia ich potencjalna przyjaźń zamieni się w coś głębszego i będę musiał oglądać to przez dwadzieścia weekendów w roku?
Nie! Stop! Powinienem myśleć racjonalnie.
I ku zadowoleniu, z owych teorii spiskowych wyciągnęło mnie przychodzące połączenie od Hamiltona. Z głuchym świstem wypuszczanego powietrza odebrałem je, starając się brzmieć tak, jak zawsze.
- Coś się stało?
Nie wiem, dlaczego akurat te słowa wypłynęły z moich ust.
- Mi też miło Cię słyszeć Sebi - wydukał, sprawiając, że na moich ustach wymalował się grymas zniesmaczenia. Faktycznie, nie było to zbyt trafne powitanie. - Ale... Wydaje mi się, że Nico coś zrobił.
Wziąłem kilka urywanych oddechów, starając się nie stracić głowy na starcie, bowiem wszystko gwałtownie się we mnie zagotowało.
- To znaczy?
- Ana siedzi u nas cała zapłakana. - Mocniej ścisnąłem komórkę, czując, jak krew odpływa z mojej twarzy. - Maite z nią rozmawia, mi nie chciała powiedzieć nic poza tym, że nie ma zamiaru do niego wracać. - Zapadła chwilowa cisza. Lewis najprawdopodobniej czekał, aż się odezwę, ale nie byłem w stanie wyrzucić z siebie nawet najprostszego słowa, nie wspominając już o jakimś składnym, logicznym zdaniu. - Jesteś może w Milton?
Nieznaczenie pokręciłem głową. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że Brytyjczyk mnie nie widzi.
- W Londynie - mruknąłem, myśląc intensywnie. Przecież nie mogłem tego wszystkiego tak zostawić. - Ale zaraz tam będę. Podaj mi tylko adres hotelu.
Teraz mogłem dziękować Bogu za stojące na parkingu BMW z lotniskowej wypożyczalni. Jak widać na coś się jednak przyda.

__________
Ostatnio piszę prace, które mnie, o dziwo, zadowalają. Naprawdę lubię ten rozdział, jest taki niby o niczym, a jednak mi się podoba. Mam nadzieję, że Wam również!
Pozdrawiam, całuję i dziękuję za wszystkie komentarze w tak dużej liczbie pod poprzednim postem! Byłam mile zaskoczona ♥

8 komentarzy:

  1. Lewis taki pomocny i kochany ♥ Wielki plus za taką postawę. Powiem szczerze, że bardzo mi ona pasuje. Aż dziwne.
    Na Rosberga aż szkoda słów...za to Sebastian...tak się stara, widać, że bardzo mu zależy. Mam nadzieję, że jak pojedzie do Any to porozmawiają i wszystko sobie wyjaśnią.
    Podsumowując, rozdział jak zawsze cudowny. Uwielbiam czytać to opowiadanie ♥
    Czekam na następny i powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak! Nareszcie! Czekałam tylko na moment, kiedy Ana zrozumie jaki jest Rosberg i zostawi go :D Cieszę się jak małe dziecko.
    Sebi już do niej jedzie, więc chyba mogę się spodziewać ich rozmowy w kolejnym rozdziale :P
    I Lewis.. niby go nie lubię, ale u ciebie jest po prostu nie do opisania :D Uwielbiam go.
    Super rozdział, zresztą jak zwykle :D

    Całusy, Molly :**

    OdpowiedzUsuń
  3. No dlaczego w takim momencie? :((((
    Ja nie wytrzymam do kolejnego <333
    Przepiękny ❤
    Sebastian musi teraz wykorzystać szansę :)) nie może odpuścić! ❤
    Z niecierpliwością czekam na kolejny ❤
    Buźka :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wszystko jest na dobrej drodze. Niech teraz Seb szybko jedzie do Any i niech wszystko sobie wyjaśnią. ♥
    Bardzo podoba mi się postawa Lewisa. Strasznie pomocny z niego chłopak. xd
    Nie dziwię się, że podoba ci się ten rozdział, gdyż, jak zwykle, jest świetny. Dlatego też z niecierpliwością czekam na kolejny.
    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Mamomamomamo! Czyt ten rozdział oznacza, że wszystko będzie się powoli układać? Że będzie pięknie?
    Nawet nie próbuj następnym rozdziałem niszczyć moim marzeń! :D
    Rozdział jest genialny. Chyba trochę krótki w porównaniu z poprzednimi, ale naprawdę genialny ;*

    Buziaki,
    British Lady ♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam i z każdym następnym zdaniem mam nadzieję na wielkie Big Love, a tu nagle rozdział się kończy :o Ja się nie zgadzam, ja chcę już następny rozdział i słodkiego Sebiego! Lewis to jednak ma łeb, wiedział do kogo zadzwonić :')

    Czekam na następny ;*
    Kocham! ❤️

    OdpowiedzUsuń
  7. Czuje, że w następnym rozdziale będzie się bardzo dużo działo :) Sebastian na pewno przyjedzie do Any i będzie jak rycerz na białym koniu (lub BMV) :D
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaaa, jakie to opowiadanie jest cudowne! Jednym tchem pochłonęłam wszystkie dotychczasowe rozdziały i czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń